Justyna Skubis: Wszystkie panie piją piwo z sokiem – o gafach i różnicach kulturowych

Sezon wakacyjny w pełni, Facebook pełen zdjęć znajomych na bardziej lub mniej egzotycznych wakacjach. Ja też nie jestem gorsza i swoje wakacje miałam. No właśnie miałam, okropny jest ten czas przeszły…


Obserwując te wszystkie egzotyczne wyprawy znajomych, ale również na bazie własnych doświadczeń biurowych i wakacyjnych naszła mnie mała refleksja na temat różnic kulturowych.
W tym roku na urlop nie wybierałam się daleko, a tylko nad polskie morze. A i tak momentami miałam wrażenie, jakbym trafiła na inną planetę. Pierwszy dzień, trochę jeszcze zmęczona po ostatnim tygodniu w pracy i pakowaniu niemal do świtu, ale szczęśliwa, że już na miejscu z perspektywą wakacji. Walizki już w pokoju, samochód zaparkowany na cały tydzień, czas więc na pierwsze przyjemności. Lody dla dziecka, a dla nas dwa zimne piwka z widokiem na zachodzące słońce nad plażą! Jakież było moje zdziwienie, kiedy na stole stanęło przede mną piwo z czymś gęstym, czerwonym na dnie. Sok? Ja nie zamawiałam z sokiem. Ale wszystkie panie piją piwo z sokiem, usłyszałam od już zmęczonej pracą kelnerki. Trzeba było wyrażać się precyzyjnie, dodała na odchodne.
Precyzji najwidoczniej zabrakło też przy pierwszej zamawianej rybce. Zamiast wymarzonego fileta z dorsza na stole stanął talerz z jakimiś dwoma małymi zesmażonymi na skwarek rybkami. Jak się okazało tuszka z dorsza, bo takie są też w ofercie. A ja głupia, nie podkreśliłam wyraźnie, że chodzi o filet. Swoją drogą nie wiedziałam nawet, że dorsz tak wygląda w „oryginale”.


Potem jeszcze było nieporozumienie z sąsiadem na plaży. Okazało się, że zasłoniliśmy im widok na morze, a plażowe normy mówią, że tak się nie robi. Nie ważne, że było puste miejsce… I kilka jeszcze takich sytuacji, które pokazały mi jak różne normy regulują moje bytowanie na wakacjach. Niby Polka i w Polsce, a i tak nie bardzo się w tym wszystkim orientowałam i co chwilę strzelałam jakąś gafę. 


Aż strach pomyśleć, ile takich gaf można strzelić przy okazji podróży w bardziej egzotyczne miejsca niż polska plaża. A co dopiero, kiedy mowa o wyjeździe incentive travel, przecież taki wyjazd musi być perfekcyjny. Uczestnik musi dostać takie piwo, jakie chce, a na plaży nikt nie może na niego krzyczeć. Dlatego jak słyszę, że to żadna sztuka zrobić wyjazd nawet w najodleglejsze miejsce, to włos mi się na głowie jeży. I wtedy z szacunkiem myślę o tym czasie, który profesjonalne agencje incentive travel poświęcają na dopracowanie każdego szczegółu, sprawdzenie każdego elementu. Nie tylko tego organizacyjnego, ale właśnie również tego wynikającego z różnic kulturalnych. Co wolno, czego nie, co wypada, a co nie. Jak tu pogodzić oczekiwania wymagającego klienta z lokalnymi normami i zwyczajami.


Oczywiste jest, że nie każda agencja była w każdym miejscu i zna doskonale wszystkie lokalne zwyczaje. Ale co najważniejsze, każda wie, że różnice kulturowe istnieją i trzeba je uwzględniać na każdym etapie pracy nad projektem. I wie też, gdzie szukać wiedzy i ewentualnej pomocy w pogodzeniu potrzeb i oczekiwań klienta z lokalną rzeczywistością. I nie szczędzi czasu ani nakładów na zdobycie tej wiedzy i zadbanie o to, aby mimo największych różnic podróż była udana. A przecież im bardziej inaczej niż u nas, tym kierunek ciekawszy i wyjazd fajniejszy.


Ja sama od kilku miesięcy mam przyjemność reprezentować hotele z kilku dość egzotycznych miejsc, między innymi z Bali, Omanu czy Mauritiusa. W codziennej pracy obserwuję, jak różny jest styl pracy i komunikacji w każdym z tych miejsc. I choć jestem bardzo ostrożna i wyczulona na te różnice, to chyba zdarzyło mi się strzelić gafę. Ostatnio na fali nieposkromionego entuzjazmu popartego słowiańską fantazją, zaproponowałam pewne działanie promocyjne. I uwierzcie mi, nie było to nic ekstrawaganckiego… W odpowiedzi usłyszałam od kolegi z Bali, że „zazdrości mi, że takie działania byłyby możliwe w moim kraju, ale niestety na Bali nie mieszczą się w ramach ogólnie przyjętych norm”. Muszę przyznać, że zmroziło mnie to. A jeszcze bardziej trafna uwaga mojej przyjaciółki: „przechlapane, nawet nie wiesz, jak bardzo go uraziłaś”. Faktycznie, nie wiem jak bardzo… 
Dlatego czapki z głów dla tych wszystkich, którzy zabrali klientów do Japonii, Tajlandii, Australii, Peru na Bali i do Kołobrzegu. I nie było żadnej gafy, a po powrocie otrzymali podziękowania od zadowolonych uczestników. A na dodatek lokalni partnerzy dalej chcą z nimi realizować kolejne projekty!

Autor: Justyna Skubis, business development director, Pure connections.

 


Zaloguj się
Informacje
Branża
Personalia
Realizacje
Otwarcia
Obiekty
Catering
Technologie
Transport
Artykuły
Wywiady
Felietony
Publicystyka
Raport
Prawo
Biblioteka
Incentive travel
Prawo
Ogłoszenia
Przetargi
Praca
Wydarzenia
Galeria
Wyszukiwarka obiektów
Nasze projekty
MP Power Awards©
MP Fast Date©
MP MICE Tour
MP MICE & More
MP Legia Cup
Nasza oferta
Reklama i promocja
Content marketing
Wydarzenia
Konkurs
Webinary
Studio kreatywne
O nas
Polityka prywatności
Grupa odbiorcza
Social media
Kontakt
O MeetingPlanner.pl