Tomasz Mlącki: Zrób to sam, czyli wyzysk nieuświadomiony

Metafizycznie, merytorycznie… Tomasz Mlącki
Na zdjęciu: Metafizycznie, merytorycznie… Tomasz Mlącki

Sieć oplata nas coraz szczelniej, ostatnio ochoczo korzystając z pandemicznej okazji. Coraz więcej czynności, wcześniej wykonywanych przez inne jednostki, którym za wykonaną pracę mniej lub bardziej uczciwie płacono, musimy zrobić sami, za darmo. Pisze Tomasz Mlącki w cyklu „Metafizycznie, merytorycznie…”.

Proces nieuświadomionego wolontariatu zainicjowało wstawienie kas w ściany czyli bankomaty. W Polsce mniej więcej trzydzieści lat temu, na świecie pięćdziesiąt. To genialne narzędzie epoki konsumpcjonizmu, daje dostęp do gotówki przez całą dobę, redukując w olbrzymiej mierze koszty jej dystrybucji. Oszczędności sektora bankowego w skali świata na przestrzeni półwiecza można wyrazić w wartościach co najmniej dziesięciocyfrowych, w twardej walucie rzecz jasna. O kosztach społecznych – choćby utracie miejsc pracy, wspominano z rzadka. Rzecz ubrano w efektowny kostium technologicznej rewolucji i nieuniknionego postępu, który wnikliwych analityków konsekwencji i przeciwników takich rozwiązań stawia do kąta jako wstecznych ignorantów oraz klasycznych ciemnogrodzian. Postęp, absolutyzowany w naszym coraz to nowszym i wspanialszym świecie, jest bogiem, a jego kontestatorzy, jak w każdej religii, winni być odesłani na stos, w XXI wieku na szczęście (jeszcze) symboliczny.

Anglicy, co prawda z sarkazmem, powiadają: You can’t stop the progress my dearest…, więc walec się toczył, nabierając stopniowo rozpędu. Samoobsługowe stacje benzynowe, samoobsługowe kasy w samoobsługowych sklepach, samoobsługowe stanowiska odpraw biletowo-bagażowych na lotniskach, samoobsługowe wejścia do samolotów, samoobsługowe recepcje w hotelach. Pracujemy za darmo coraz powszechniej. Świat wokół nas pustoszeje, wszędzie wyrastają bramki, bariery, a człowieka zastępują terminale i pokrewne urządzenia.

Sterylizacja przestrzeni międzyludzkiej wydaje się być nie do zatrzymania. Skutkiem jest postępująca alienacja jednostki, skutecznie odgradzanej w coraz to nowych miejscach od kontaktu z żywym człowiekiem, czyli od istoty humanizmu, którego solą jest nieustanna interakcja międzyludzka, przede wszystkim w fizycznym sensie tego słowa. Humanizm wyklucza egoizm wszelkiej proweniencji, postuluje braterstwo i solidarność, a jak je wzbudzać, pielęgnować i rozwijać, kiedy redukujemy swój świat do coraz ciaśniejszych baniek, bo tak jest wygodniej, uciekamy do sieci, bo tak jest bezpieczniej?

Jak być człowiekiem bez ciągłego kontaktu z drugim? I nie chodzi mi tu o kontakt rudymentarny: z rodziną, przyjaciółmi, kolegami z pracy. Tak najłatwiej – ta przestrzeń jest oswojona, aktorzy znani, wygłaszane kwestie z grubsza także, reżyseria w sporej mierze w naszym ręku, słowem: nasz mały, miły, wsobny świat. Humanizm to także, a raczej przede wszystkim, wyzwanie mierzenia się z tym, co nieoczywiste, niechciane, w tym przyjęcie podstawowej zasady, iż świat to nieskończona wielość, różnorodność, które trzeba szanować i afirmować, że nie jest, i nigdy nie będzie, lustrzanym odbiciem naszych o nim wyobrażeń oraz naszego systemu wartości. Egzystencja w coraz to ciaśniejszym kręgu, do którego sami rozpisujemy casting, choć na początku zdaje się być pociągająca, to droga donikąd, a na końcu rzeczywistość zawsze mówi sprawdzam, co bywa bolesnym szokiem.       

Od sześciu miesięcy zmagamy się z doświadczeniem naszemu pokoleniu nieznanym, jeszcze na początku tego roku niewyobrażalnym, którego konsekwencji nie jesteśmy w stanie do końca przewidzieć. Niemniej jednak pewne tendencje są już zdefiniowane i doskonale widoczne. W biznesie, jak mawia mój przyjaciel, wzięty prawnik, nie można nie wykorzystać kryzysu. Walec postępu, w kontekście, o którym tu piszę, ma niesprawny hamulec, a jedyny mechanik, który potrafi coś z tym zrobić zapadł się pod ziemię, więc wehikuł pędzi potępieńczo, wspomagany pandemicznym strachem przed fizycznym kontaktem z człowiekiem. Bezwładność ta przypomina mi frazy z Puszkina, w „Wozie życia”, tu w przekładzie Tuwima:
„Choćby się na nim ciężar wiozło,
Wóz w biegu lekko niesie nas;
Pogania wciąż, nie złażąc z kozła,
Woźnica dziarski, stary czas.

Na wóz siadamy rankiem, każąc,
Choćby na zbity łeb, lecz gnać,
I niewygody lekceważąc
Wołamy: jazda, k… m…!

W południe brak już tej śmiałości,
Ze strachu zaczynamy drżeć,
Przy każdym rowie, pochyłości,
Krzyczymy: wolniej, durniu, jedź!

Już wieczór. Wóz nie zwalnia biegu.
Niech sobie pędzi, dokąd chce.
Jedziemy, drzemiąc, do noclegu,
A czas pogania konie swe.”

W samej rzeczy, pogania, w iście apokaliptycznym tempie. Wszystko co można upycha się do sieci, która jest przecież najdoskonalszym, najbardziej konsekwentnym projektem self-service w dziejach ludzkości. Wirtualizujemy nasz świat na potęgę. Mówi się, że tak jest bezpieczniej, ale przede wszystkim tak jest efektywniej i taniej, oczywiście dla tych którzy sprzedają, bo jakoś nie dostrzegam znaczących obniżek cen, choćby w związku z redukcją kosztów osobowych. Taniej jednak prawie nigdy nie oznacza lepiej. Tu pozwolę sobie zacytować profesora Legasowa, któremu scenarzysta genialnego serialu „Czarnobyl” wkłada w usta znaczące słowa. Pytany przez sędziego, dlaczego feralny reaktor nie miał osłony, jak zbliżone konstrukcje na świecie, akademik odpowiada najprościej jak można – „bo tak jest taniej…”.

To wszystko wydaje się tyleż niebezpieczne dla kondycji rodzaju ludzkiego, co nieodwracalne, trwa bowiem niekrótko i, obawiam się, że już z nami zostanie. Jeśli ktoś ma wątpliwości co do kierunku opisywanych zmian i niebezpieczeństw, które niosą, informuję, że – jak donosi Onet: „Po raz pierwszy w historii człowiek został skazany na śmierć przez wirtualny sąd na Zoomie. 35-letni Olalekan Hameed został skazany na śmierć w maju br. podczas online’owej sesji nigeryjskiego sądu w Lagos.(…) Wielu prawników jest zdania, że w procesach zagrożonych najwyższym wymiarem kary sposób procedowania online nie gwarantuje pełni praw dla oskarżonego”. Jeszcze wczoraj myślałem, że napiszę o czymś innym, mniej ważkim, ale ta wiadomość zmroziła mnie, jak żadna inna w tym roku. Czyż ludzkie życie nie jest warte uczciwego, tradycyjnego procesu? Czyż sieć nie pokazała właśnie, po raz kolejny, swojego janusowego oblicza? Czyż tak nie jest efektywniej i taniej? Czyż nie budzi to grozy? Wyrok wydano od razu. Decyzja sądu nie jest prawomocna, prawnik Hameeda będzie się odwoływać.
Może jest jeszcze czas, dla Olalekana i dla nas…

 

Autor: Tomasz Mlącki
Cykl felietonów: Metafizycznie, merytorycznie… Tomasz Mlącki
Tomasz Mlącki, który od ponad 25 lat współtworzy wydarzenia, które przypisać można do każdej z liter akronimu MICE, tym razem stara się dochodzić do istoty rzeczy, patrząc z szerszej perspektywy. Interesuje go złożoność świata, i chętnie zrezygnuje z branżocentrycznego punktu widzenia, by pokazać, że to, co tworzymy nie jest oddzielną wyspą, a wszystko dzieje się w szerszym kontekście. Kontekście, o którym w codziennym pędzie nierzadko zapominamy.
Metafizycznie, merytorycznie… czwarty wtorek miesiąca

Zaloguj się
Informacje
Branża
Personalia
Realizacje
Otwarcia
Obiekty
Catering
Technologie
Transport
Artykuły
Wywiady
Felietony
Publicystyka
Raport
Prawo
Biblioteka
Incentive travel
Prawo
Ogłoszenia
Przetargi
Praca
Wydarzenia
Galeria
Wyszukiwarka obiektów
Nasze projekty
MP Power Awards©
MP Fast Date©
MP MICE Tour
MP MICE & More
MP Legia Cup
Nasza oferta
Reklama i promocja
Content marketing
Wydarzenia
Konkurs
Webinary
Studio kreatywne
O nas
Polityka prywatności
Grupa odbiorcza
Social media
Kontakt
O MeetingPlanner.pl