Grzegorz Krakowski: Champions League

Grzegorz (Greg) Krakowski w cyklu Liga mistrzów czyli wspomnienia londyńskiego szofera
Na zdjęciu: Grzegorz (Greg) Krakowski w cyklu Liga mistrzów czyli wspomnienia londyńskiego szofera

Hello Madame / Sir. Are you well? I’m Greg and I will be your chauffeur for the day. Często w taki sposób witałem swoich klientów, otwierając im drzwi i zapraszając na tylne siedzenia mojego wehikułu, Mercedesa Klasy S (dalej zwanego S). Auta, które było perfekcyjną mieszanką nowoczesności z klasyką i relaksu z ekscytacją. Białe perforowane skóry kontrastujące z czarnym drewnem, czerwone podświetlenie wnętrza, panoramiczny dach, audiofilski soundsystem, a z przodu, za kierownicą po prawej stronie, ja, najlepszy szofer w mieście. Czy nim byłem? Nie wiem, ale tak o mnie mawiali miliarderzy tego świata, którzy wymieniali pomiędzy sobą moje wizytówki. W „S” siedzieli członkowie rodzin królewskich, gwiazdy sportu, ambasadorowie, gwiazdy porno, politycy, celebryci, CEO największych globalnych korporacji, handlarze diamentów i cała rzesza intrygujących charakterów z dookoła globu. Magnesem dla nich i dla mnie była stolica świata – Londyn.

Był początek czerwca 2017 i wielkimi krokami zbliżał się Finał Ligi Mistrzów. Jak co roku, dwie najlepsze europejskie drużyny klubowe walczą o tytuł mistrza starego kontynentu. Naprzeciwko siebie stanąć mieli Królewscy (Real Madryt) i Stara Dama (Juventus Turyn). Areną tego widowiska był Millenium Stadium w Cardiff. Żeby z Londynu dostać się do stolicy Walii, potrzebujesz ok. trzech godzin, jadąc autostradą M4 na zachód, mijając po drodze piękne angielskie krainy. Ale o krainach tych, kiedy indziej…

Ja, fan wielki piłki nożnej i innych sportów zresztą też, czułem podniecenie, bo istniała realna szansa, że będę, chociażby logistycznie, częścią tego ogromnego wydarzenia. Wiedziałem, że tłumy fanów, włącznie z kibicem VIP, będą musiały przedostać się na zachodnią część wyspy. No i stało się. Dostaję zlecenie. Mam odebrać jednego pasażera z St. Jamses’s, pięknie starzejącej się części Londynu tuż obok Buckingham Palace. Zawieźć na mecz, tam poczekać i przywieźć z powrotem. Tak zwana wait & return job. Wymogiem klienta był młody, zdrowy szofer, który wytrzyma trudy tak długiego dnia i ponad 300-milowej (500 km) trasy. Klientem tym był były agent KGB i obecnie członek zarządu jakiejś firmy z sektora energetycznego. Nazwijmy go – miało być Władimir, ale z racji obecnych wydarzeń, żart ten stracił na śmieszności – będzie więc Iwan.

Sedno tej historii zaczyna się, kiedy wjeżdżamy do Caerdydd (walijska nazwa). Mój przyjaciel i partner biznesowy, Bimbo, dobija się na mój telefon. Jako szanujący się szofer, kiedy masz pasażera na pokładzie, telefonów nie odbierasz. Wysyła więc wiadomość, że ma jeden wolny bilet na finał i chce mi go dać(!). Bimbo to nigeryjski przedsiębiorca, który, między innymi, specjalizuje się w organizacji wyjazdów klientów „premium” na najważniejsze wydarzenia sportowe na świecie. W Cardiff miał grupę kilkudziesięciu osób z czarnego lądu.

(Znów w swoim życiu) byłem w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Jedyną kwestią, która dzieliła mnie od spełnienia jednego z moich sportowych marzeń, była decyzja Iwana. Okazało się, że agenci KGB mogą zachować resztki człowieczeństwa i nie widział on problemu, żebym tak jak i on mógł obejrzeć ten mecz na żywo. Idę na Finał Ligi Mistrzów… yeah!

Spotykam się z Deolu, który ma dla mnie bilet i razem wchodzimy na Millenium Stadium. Prawie 75 tysięcy kibiców. Z Madrytu, Turynu, Walii no i całego świata. Mamy miejsca pierwszej kategorii (wzdłuż linii środkowej boiska), niedaleko sektora fanów Blancos. Zespoły właśnie wychodzą na boisko. Kibice obu klubów przekrzykują się, dopingując swoje ukochane drużyny. Atmosfera jest elektryczna, ciary przechodzą po plecach. Ja kibicuję futbolowi i chcę zobaczyć dobry mecz. No i, spektakl ten miał wszystko, co chcesz zobaczyć w finale – piękne gole, dużo walki, kontrowersje, czerwone kartki, łzy (radości i smutku). Doświadczyć czegoś takiego… bezcenne!

Iwan wyszedł dwie godziny po meczu (jak na posiadacza biletu VIP przystało). Zawiozłem go na after-party w nadmorskiej willi należącej do rosyjskich oligarchów, gdzieś na obrzeżach Cardiff. W środku nocy ruszyliśmy w drogę powrotną. Kiedy wysiadał pod domem, w centrum Londynu, już świtało i nie było widać żywej duszy. Ze stonowanym uśmiechem przyjąłem 50 funtów napiwku i pojechałem do domu. To był długi dzień…
Jaki morał tej historii? Mam fart w życiu, ale wiem, że sam kreuję swoje szczęście.
To be continued…

Autor: Grzegorz (Greg) Krakowski, dyrektor zarządzający Integral Poland
Cykl felietonów: Liga mistrzów czyli wspomnienia londyńskiego szofera

Grzegorz (Greg) Krakowski spędził ponad dekadę za kółkiem luksusowych aut, wożąc pięciogwiazdkowych pasażerów po ulicach Londynu i całej Anglii. Teraz jest dyrektorem zarządzającym w firmie Integral Poland, działającej w branży sport managementu, specjalizującej się w dostarczaniu rozwiązań dla klientów premium przy okazji najbardziej prestiżowych wydarzeń sportowych na świecie. Jako niespełniony sportowiec pomaga atletom w przygotowaniu mentalnym do zawodów, tak aby potrafili „złapać” stan flow, kiedy tego potrzebują. Greg kocha sport i kocha ludzi. W cyklu felietonów połączy te światy we „Wspomnieniach londyńskiego szofera”. Pojawią się w nich najbardziej prestiżowe sportowe imprezy, pięciogwiazdkowy serwis, miejsca de luxe i doświadczenia szofera elity.
Liga mistrzów czyli wspomnienia londyńskiego szofera – czwarty poniedziałek miesiąca

Zaloguj się
Informacje
Branża
Personalia
Realizacje
Otwarcia
Obiekty
Catering
Technologie
Transport
Artykuły
Wywiady
Felietony
Publicystyka
Raport
Prawo
Biblioteka
Incentive travel
Prawo
Ogłoszenia
Przetargi
Praca
Wydarzenia
Galeria
Wyszukiwarka obiektów
Nasze projekty
MP Power Awards©
MP Fast Date©
MP MICE Tour©
MP MICE & More©
MP Impact©
Nasza oferta
Reklama i promocja
Content marketing
Wydarzenia
Konkurs
Webinary
Studio kreatywne
O nas
Polityka prywatności
Grupa odbiorcza
Social media
Kontakt
O MeetingPlanner.pl