Grzegorz Krakowski: Od spiskowych teorii do Royal Ascot

Grzegorz (Greg) Krakowski w cyklu Liga mistrzów czyli wspomnienia londyńskiego szofera
Na zdjęciu: Grzegorz (Greg) Krakowski w cyklu Liga mistrzów czyli wspomnienia londyńskiego szofera

Siedzimy u Lele, mojego włoskiego przyjaciela, w jego pięknym do domu w Varese, w północnej Lombardii, u podnóży Alp, niedaleko granicy ze Szwajcarią, otoczeni jeziorami. Varese w późniejszych latach 90. było uważane za najbogatsze miasto w Italii. Dziś jest już na innym miejscu w tabeli. Jak to we włoskich domach, jest sporo ludzi, jest gwarno, jest dobre wino, świetna kuchnia bogata w węglowodany, no i oglądamy mecz.

Jak to z Włochami, zabawa jest przednia. Naglę dostaję wiadomość na telefon – Greg, can you pick up Sir Acton from Heathrow on friday evening? – gdybym miał włosy na głowie, to pewnie stanęłyby dęba. Nie byłoby w tej wiadomości nic dziwnego, gdyby nie nazwisko, które się tam pojawiło, i fakt, że przez ostatnie miesiące studiowałem teorie spiskowe. Nie dlatego, że w nie wierzyłem. Dlatego, że nie wierzyłem i chciałem poznać drugą stronę argumentu. Nazwisko gościa, którego miałem wieźć za kilka, dni przewijało się często w książkach, podcastach czy dokumentach, w których szperałem. Pojawiała się tam też nazwa Illuminati. Cóż za spisek – pomyślałem.

Nadszedł piątek. Na Heathrow pojawiam się wyjątkowo wcześnie. Odczuwam lekki stresik. Woziłem już najwyższy kaliber klientów i nie robiło to mnie wrażenia. Tym razem, biorąc pod uwagę moją nowo zdobytą wiedzą, to był inny poziom. Sir przylatywał z Nowego Jorku. Terminal 5. w piątki wieczorem pęka w szwach. Samoloty przywożą pasażerów, z całego świata do Londynu na weekend, a ludzie biznesu wracają do domu po spotkaniach w innych krajach. W hali przylotów jest kilkaset osób. Dziesiątki szoferów, kierowcy londyńskich taksówek i bliscy podróżnych. T5 ma to do siebie, że wyjście na halę jest z dwóch stron twojej głowy i nigdy nie wiesz, z której pojawi się twój gość. Czujesz się jakbyś był na meczu tenisa i śledził wzrokiem przebijaną przez siatkę piłkę w niekończącej się wymianie. Muszę go od razu zobaczyć i przechwycić – myślałem – kiedy tylko przejdzie przez jedne z drzwi. Byłem przygotowany. Na tabliczce miałem napisane jego imię, Robert Acton. Było fałszywe, żeby nie wzbudzać zainteresowania. Google wyszukał mi zdjęcia jego twarzy. Wyszedł po ponad godzinie. Wysoki, trochę niższy ode mnie, w czarnym płaszczu, białej koszuli, elegancki dziadek. Witamy się. Wymieniamy uprzejmości. Biorę wózek z jego bagażami i idziemy do S. Po drodze do jego wielkiego domu, gdzieś na Chelsea, rozmawiamy o Warszawie, o Polakach i o słoniach w Indiach. Sympatyczny gość – pomyślałem. Jak się później okazało, nie był taki sympatyczny, co nie oznacza, że nie spędziliśmy razem wielu ciekawych chwil. Lubił mnie, na swój sposób.

Przez kolejne kilka lat, kilka razy w miesiącu, byłem do dyspozycji Sir Acton. Misje były różne. Ja byłem kierowcą, on moim pilotem. W S przednie fotele mają trzy poziomy pamięci ustawień. Nr 3 na siedzeniu obok mnie należał do niego. Kiedy on wyznaczał trasę, londyńskie korki rozstępowały się niczym Czerwone Morze przed Mojżeszem. Dzięki przejażdżkom z nim poznałem najbardziej wykwintne restauracje Londynu, bywałem w Buckingham Palace i w domach u postaci wybitnych w UK. Miałem przyjemność, na przykład, być w domu brytyjskiego mistrza świata F1, zjeść tam kolację i zrobić tour po jego garażu.

Jeździliśmy też na najważniejsze wyścigi konne w Anglii. Sir miał konia, który w jednym z sezonów wygrywał niemal wszystko. Byliśmy na torach w Newham, Cheltenham, Epsom Downs. Tym najbardziej prestiżowym jest jednak Royal Ascot. To tam swoją karetą przejeżdża królowa. To tam zbiera się topowa klientela ze świata biznesu i show biznesu. Opiekuni odbierają gości z parkingu i prowadzą do wcześniej wykupionych lóż lub stref VIP. Jest to całodniowy event. Kilka posiłków z cateringu z najlepszych londyńskich knajp, niekończąca się dolewka wina, networking ze śmietanką towarzyską, oglądanie wyścigów z najlepszej pozycji, no i oczywiście zakłady, żeby dodać dreszczyku ekscytacji. Ja tego dnia przegrałem, jego koń dobiegł drugi, o pół głowy za zwycięzcą.

Anglia to mekka koniarstwa. Wyścigi, również te przełajowe, mecze polo, najlepsze stadniny, z których możesz wynająć konia i wybrać się na przejażdżkę po bajecznych i wiecznie zielonych terenach. Moi klienci otworzyli mi drzwi do ekskluzywnych miejsc. Ja te drzwi zostawiam uchylone dla Ciebie.

P.S. Mogę Ci zdradzić jeden sekret. Czekoladowy szampan istnieje naprawdę.
To be continued…

Autor: Grzegorz (Greg) Krakowski, dyrektor zarządzający Integral Poland
Cykl felietonów: Liga mistrzów czyli wspomnienia londyńskiego szofera

Grzegorz (Greg) Krakowski spędził ponad dekadę za kółkiem luksusowych aut, wożąc pięciogwiazdkowych pasażerów po ulicach Londynu i całej Anglii. Teraz jest dyrektorem zarządzającym w firmie Integral Poland, działającej w branży sport managementu, specjalizującej się w dostarczaniu rozwiązań dla klientów premium przy okazji najbardziej prestiżowych wydarzeń sportowych na świecie. Jako niespełniony sportowiec pomaga atletom w przygotowaniu mentalnym do zawodów, tak aby potrafili „złapać” stan flow, kiedy tego potrzebują. Greg kocha sport i kocha ludzi. W cyklu felietonów połączy te światy we „Wspomnieniach londyńskiego szofera”. Pojawią się w nich najbardziej prestiżowe sportowe imprezy, pięciogwiazdkowy serwis, miejsca de luxe i doświadczenia szofera elity.
Liga mistrzów czyli wspomnienia londyńskiego szofera – czwarty poniedziałek miesiąca

Zaloguj się
Informacje
Branża
Personalia
Realizacje
Otwarcia
Obiekty
Catering
Technologie
Transport
Artykuły
Wywiady
Felietony
Publicystyka
Raport
Prawo
Biblioteka
Incentive travel
Prawo
Ogłoszenia
Przetargi
Praca
Wydarzenia
Galeria
Wyszukiwarka obiektów
Nasze projekty
MP Power Awards©
MP Fast Date©
MP MICE Tour©
MP MICE & More©
MP Impact©
Nasza oferta
Reklama i promocja
Content marketing
Wydarzenia
Konkurs
Webinary
Studio kreatywne
O nas
Polityka prywatności
Grupa odbiorcza
Social media
Kontakt
O MeetingPlanner.pl