Tomasz Mlącki: Rocznica, czyli Symfonia z Nowego Świata

Tomasz Mlącki w cyklu felietonów Metafizycznie, merytorycznie… fot. Tomasz Mlącki
Na zdjęciu: Tomasz Mlącki w cyklu felietonów Metafizycznie, merytorycznie… fot. Tomasz Mlącki

Taki koncert los zdarza raz w życiu. Nowojorska Carnegie Hall, marzenie każdego dyrygenta, muzyka, melomana wreszcie, jedna z najsłynniejszych, jeśli nie najsłynniejsza sala koncertowa świata, świątynia perfekcyjnej akustyki. 15 lutego 2023. Na afiszu, w wykonaniu lwowskiej filharmonii: Symfonia Kameralna Yevhena Stankovycha, I koncert fortepianowy, op. 15, Johannesa Brahmsa oraz, crème de la crème, IX Symfonia, op. 95, „Z Nowego Świata”, Antonina Dworzaka, grana w miejscu swojego prawykonania, dokładnie 129 lat i dwa miesiące po nim. Ale nie o tym chcę przede wszystkim napisać.

Klasyczny koncert muzyki klasycznej ma ściśle określoną dramaturgię i rytuał. Kilkanaście minut przed rozpoczęciem schodzą się muzycy, słychać kakofonię ostatnich prób, potem pierwszy skrzypek podaje ton, zapada cisza, wchodzi, witany oklaskami dyrygent i po kolejnej chwili ciszy muzyka zaczyna płynąć z podestu. Cisza – kontrapunkt dźwięku, ma tu znaczenie kluczowe, jest solidną ramą, niemą uwerturą do tysięcy genialnie spojonych nut, dzięki którym słyszymy najdoskonalsze brzmienie stworzone przez człowieka – orkiestrę symfoniczną w pełnym składzie.

15 lutego, w stolicy świata, koncert nie zaczął się jednak jak zwykle. Punktualnie o 20., godzinie podanej na afiszu, kiedy na scenie nie było wciąż nikogo, niespodzianie i nagle zgasło światło. Ciemność i cisza, idealnie spojone, wyostrzyły uwagę audytorium. Wtedy z mroku wydobył się twardy, zdecydowany, potężniejący głos z wyraźnym, słowiańskim akcentem. Usłyszeliśmy krótką, żołnierską mowę najdzielniejszego prezydenta naszej planety. Wołodymyr Zełenski dobitnie mówił o potrzebie solidarności ze swoim narodem, cierpiącym w zimnie i mroku pod rosyjskimi bombami. O ciemności spowodowanej bestialskimi nalotami niszczącymi elektrownie, ciepłownie i infrastrukturę krytyczną, apelując do demokratycznych społeczeństw o pomoc. W kilkanaście sekund później obraz uzupełnił głos człowieka, który jest bezsprzecznym symbolem walki o wolność, męża stanu w polowym uniformie, krzyczącego sumienia globu, bezustannie apelującego i ostrzegającego, że znana i oswojona rzeczywistość bezpowrotnie odchodzi w przeszłość, że los Ukrainy może stać się losem wielu narodów, że life as usual nie będzie już możliwe. Ta przejmująca uwertura wbijała w fotel, ludzie zastygali uświadomiwszy sobie, nagle i naocznie, cierpienie Ukraińców i grozę sytuacji w nowym, nieznanym, zatrważającym świecie. Dopiero po tym ledwie minutowym, doskonałym w formie i skondensowanej treści preludium, na scenie pojawili się muzycy i koncert, w przededniu pierwszej rocznicy napaści Rosji na Ukrainę, mógł się rozpocząć.

Taki kontekst nie może nie natchnąć do skreślenia kilku zdań. Ten nowy świat, niechciany przez nikogo, za wyjątkiem rosyjskich elit władzy, miłośników autorytaryzmu wszelkiego autoramentu i złowieszczej międzynarodówki czerpiących zyski z produkcji i handlu bronią, przeraża, ale i zadziwia jednocześnie. Czy wyobrażalibyśmy sobie nieco ponad rok temu, że miliony ludzi, z dominującym udziałem Polaków, otworzą swoje serca i drzwi przed uchodźcami z Ukrainy? Czy uwierzylibyśmy w to, że demokratyczne, nie tylko z nazwy państwa zjednoczą się w bezprecedensowej polityce sankcji i innych środków odwetowych wobec agresora i jego popleczników, znacząco naruszając żelazny dogmat business as usual? Czy dalibyśmy wiarę, że najnowocześniejsze środki bojowe zachodnich wojsk zostaną wysłane do Kijowa, umożliwiając najbardziej heroicznej z współczesnych armii skuteczną obronę i błyskotliwe z punktu widzenia sztuki wojennej kontrofensywy? Czy powstałoby w naszych głowach, że rosyjska armia, propagandowo zwana drugą potęgą świata, jest kolosem na glinianych nogach, niczym ta sromotnie pobita w wojnie z Japonią w 1905 roku? Czy uznalibyśmy za możliwe, że jej pancerne dywizje nie staną w kilka dni w Kijowie, a w kilka tygodni na naszej granicy? Byliśmy, wszyscy poza naszymi bohaterskimi sąsiadami, ludźmi małej wiary.

Kiedy słuchałem tej najdoskonalszej w dorobku Dworzaka i jednej z najwybitniejszych w historii muzyki symfonii, wiara i nadzieja ścierały się w głębi ducha ze zwątpieniem i obawą. To prawda, że zrobiono niewyobrażalnie dużo, aby Ukrainie pomóc. Czy jednak wolne narody i ich przywódcy będą wystarczająco konsekwentni w polityce bezwarunkowego wsparcia Kijowa? Czy nie zabraknie chętnych do wbicia się w zetlałe surduty Chamberlaina i Daladiera z Monachium? Czy wszyscy zrozumiemy, że nie ma powrotu do świata sprzed 2020 roku, tak doświadczonego przez pandemię i najgroźniejszy od Drugiej Wojny Światowej konflikt zbrojny, mogący być zalążkiem Trzeciej? Czy zaakceptujemy najbardziej oczywistą i niezaprzeczalną prawdę, że Rosja postawiła sama siebie poza nawiasem krajów cywilizowanych, sięgając po najbardziej odrażające metody prowadzenia polityki?  Czy przywódcy Zachodu staną na wysokości zadania i zasłużą na miano mężów stanu, nie bawiąc się w naśladownictwo Cunctatora, pogrążeni w analizie rozlicznych i sprzecznych analiz, uporczywie dzieląc włos na czworo, pracując na swoje, chlubne lub nie, miejsce w historii? Czy zdadzą sobie sprawę z tego, że pobłażanie jednostkowemu przypadkowi stworzy regułę, na którą tylko czekają autorytarni i totalitarni przywódcy obciążeni historycznymi i geograficznymi resentymentami? Pytań jest o wiele więcej, a wszystko wskazuje na to, iż 2023 będzie rokiem kluczowym, kiedy padnie słowo „sprawdzam” w kontekście każdego z nich. Przytłoczony owymi myślami, wyszedłem w ciepłą nowojorską noc, i nie mogąc się od nich uwolnić, krążyłem między Piątą i Ósmą Aleją, obserwując nieświadomy geopolitycznej grozy, rozbawiony, globalny tłum szczęśliwych ludzi na Times Square, tuż po obejrzeniu „Moulin Rouge”, „Chicago”, czy „Króla Lwa”.  

Wylatywałem do Warszawy 19 lutego, nie mogąc wiedzieć, że lotowski Dreamliner leci niemalże w śladzie Air Force One, którym Prezydent Stanów Zjednoczonych podróżuje przez Rzeszów do Kijowa, aby w ten bezprecedensowy sposób okazać Ukrainie solidarność wolnego świata. Podążał tropem wielu innych przywódców, wśród których, wielokrotnie, nie zabrakło polskich. Ale żadna z tych wizyt nie była tak politycznie znacząca, tak ważna dla narodu we władzy demonów wojny, żadna nie dawała takiej nadziei, jak te sześć godzin w akompaniamencie alarmów przeciwlotniczych, w bohaterskim mieście, co bombom się nie kłania. Wtedy też dobitnie wybrzmiało we mnie echo arcydzieła Dworzaka, niezwykle dynamicznej, tryskającej wiarą i ufnością w lepsze jutro muzyki Słowianina, który, już w wieku dojrzałym, przepłynął ocean i dal się porwać Nowemu Światu. Kiedy dźwięczały mi w uszach genialne Adagio, Largo, Scherzo i Allegro con fuoco, świadectwo zauroczenia, ale i zrozumienia istoty amerykańskiej odmienności, poczułem ulgę i wdzięczność Losowi lub Opatrzności, bo przecież my „obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł”, mamy pełne prawo je czuć, wiedząc że na czele najistotniejszej demokracji świata stoi człowiek, który doskonale rozumie wagę zadanych w tym tekście pytań, stojąc na czele demokratycznej koalicji przeciw tym wszystkim, którzy demokrację mają za nic, lub w najlepszym przypadku traktują instrumentalnie. Joe Biden ma już miejsce w historii po właściwej stronie mocy, zdaje celująco egzamin na męża stanu skrajnie trudnej doby, świecąc przykładem dla wszystkich ociągających się pretendentów. To nader szczęśliwe zrządzenie losu, że największa demokracja świata jest w demokratycznych rękach. Gdyby wynik wyborów w 2020 roku był inny, mielibyśmy do czynienia z nieuniknioną recydywą izolacjonizmu, z pytaniem tylko o jej skalę, i z katastrofalnymi skutkami dla Ukrainy, Polski i świata. Podróż do Kijowa była niewątpliwie gestem osobistej i politycznej odwagi Joe Bidena, jakże chętnie wykpiwanego przez wszelką skrajną prawicę, często nazywanego w sposób, który nie kwalifikuje się do przytoczenia na poważnych i przyzwoitych łamach. W Kijowie stanął ramię w ramię z Wołodymyrem Zełenskim, człowiekiem traktowanym przed wojną równie pogardliwie przez wspomniane kręgi. Patrząc na nich, tam i wtedy, nie można było mieć wątpliwości, że widzimy właściwych ludzi na właściwym miejscu. Mężów stanu najwyższej klasy, nadziei Nowego, niełatwego Świata, w optymistycznym duchu tytułowej Symfonii. God bless You Mr. Presidents!  

Tomasz Mlącki, Warszawa, 24.02.2023
P.S. Tekst w pierwotnym zamiarze miał być impresją z pobytu w Lake Placid, dwukrotnego, w 1932 i 1980 r., gospodarza Zimowych Igrzysk Olimpijskich, goszczącego po 33-etniej przerwie zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich, w którym, ze względu na tłumne stawiennictwo amerykańskiej i kanadyjskiej Polonii, można się było przez dwa dni poczuć, z pełnym bagażem plusów i minusów tej koincydencji, jak w Zakopanem. Naliczyłem tam bowiem dwóch kibiców z Japonii, jednego z Niemiec, dwójkę Norwegów i paru miejscowych. Pozostałe kilka tysięcy było jednolicie biało-czerwone. Obiektywnie fenomen, subiektywnie – faktyczny i frenetyczny raj dla felietonisty. Zamysł ten musiał jednak ustąpić w opisanych powyżej chwilach. Pobyt w Nowym Jorku miał być logistyczną koniecznością, a stał się moralnym imperatywem. Sport może poczekać na lepsze czasy, Ukraina czasu ma dramatycznie mało.   

Cykl felietonów: Metafizycznie, merytorycznie… Tomasz Mlącki
Tomasz Mlącki, który od ponad 25 lat współtworzy wydarzenia, które przypisać można do każdej z liter akronimu MICE, tym razem stara się dochodzić do istoty rzeczy, patrząc z szerszej perspektywy. Interesuje go złożoność świata, i chętnie zrezygnuje z branżocentrycznego punktu widzenia, by pokazać, że to, co tworzymy nie jest oddzielną wyspą, a wszystko dzieje się w szerszym kontekście. Kontekście, o którym w codziennym pędzie nierzadko zapominamy.
Metafizycznie, merytorycznie… czwarty wtorek miesiąca

Zaloguj się
Informacje
Branża
Personalia
Realizacje
Otwarcia
Obiekty
Catering
Technologie
Transport
Artykuły
Wywiady
Felietony
Publicystyka
Raport
Prawo
Biblioteka
Incentive travel
Prawo
Ogłoszenia
Przetargi
Praca
Wydarzenia
Galeria
Wyszukiwarka obiektów
Nasze projekty
MP Power Awards©
MP Fast Date©
MP MICE Tour
MP MICE & More
MP Legia Cup
Nasza oferta
Reklama i promocja
Content marketing
Wydarzenia
Konkurs
Webinary
Studio kreatywne
O nas
Polityka prywatności
Grupa odbiorcza
Social media
Kontakt
O MeetingPlanner.pl