Trzy słowa o ciągłym poszukiwaniu nowości…, czyli dlaczego nowe nie znaczy lepsze
Jest na Netflix’ie fantastyczny mini serial „Nieznajoma” (The Stranger). Genialnie trzymający w napięciu. Z pięknymi zwrotami akcji. Istota fabuły jest bardzo prosta. Młoda dziewczyna zjawia się z znikąd w życiu bohaterów i informuje ich, że zna ich sekret. Ujawnia, że wie coś, czego chcieliby, aby świat nie wiedział.
I każdy ma jakieś sekrety. Mam przekonanie, że w branży spotkań wiele z nich jest tajemnicami poliszynela, o których wszyscy wiedzą, ale mało kto odważa się mówić.
Niech zatem felietony „Między oczy” będą taką formułą wyjawiania tego, co niby powszechne, ale jednak skrzętnie ukrywane.
Zapraszam.
Trzy słowa o ciągłym poszukiwaniu nowości…, czyli dlaczego nowe nie znaczy lepsze
Kocham czytać książki. Mam swoich ulubionych autorów. I gdy autor, którego wcześniejsze powieści przypadły mi do gustu, wydaje kolejną książkę, sięgam po nią z przekonaniem, że ona również będzie dobra. Zwykle się nie zawodzę. Dodatkowo bardzo lubię analizować rozwój autora. Obserwować to jak z każdą kolejną książką jego styl robi się coraz bardziej doskonały.
Podobnie mam z muzyką. Z niecierpliwością czekam na kolejne płyty swoich ulubionych zespołów czy wykonawców. Tu również zwykle się nie zawodzę.
Dlaczego o tym piszę?
Bo im dłużej działam w branży konferencyjnej, tym bardziej mam przekonanie, że jestem osamotniony w tym podejściu. Mam nieodparte przekonanie, że osoby zamawiające organizację spotkań i konferencji postrzegają swoją rolę bardziej jako łowców talentów, niż wytrawnych melomanów. Ciągle poszukując kolejnych, wschodzących gwiazd.
Inspiracją do tego tekstu było jedno z ostatnich spotkań przed realizacją wystąpienia dla klienta, dla którego pracuję od lat. Klientka, brand menedżer, podzieliła się ze mną swoją poważną obawą, mówiąc: „Wojtek, długo zastanawialiśmy się wewnętrznie, czy zaprosić cię ponownie na naszą konferencję. Dwa lata temu i rok temu poprowadziłeś fantastyczne wystąpienie, ale ludzie już ciebie widzieli. Uważaliśmy, że lepiej będzie zaprosić kogoś nowego”.
Serio? Czy to, że się sprawdziłem podczas ostatniej realizacji, oznacza, że „jestem skreślony”?
Trochę czasu mi zajęło, aby wytłumaczyć, że w dotychczasowych wystąpieniach pokazałem góra 5 procent swojego repertuaru i mam jeszcze kilkanaście doskonałych wystąpień. A poza tym w każdym roku piszę przynajmniej kilka nowych.
Poza tym od ostatniego wystąpienia zmieniła się dość znacznie grupa odbiorców. Jako że wystąpienie jest dla pracowników zatrudnianych u dealerów i dystrybutorów mojego klienta, to na sali będzie spora grupa osób, które jeszcze mnie nie widziały.
Udało się. Klient zdecydował się na zrealizowanie ze mną projektu. Okazało się, że nowe wystąpienie idealnie wpisało się w jego obecne cele. I, co ważne,… było inne. Choć mówca nie był nowy.
Czy ten problem dotyczy tylko mnie?
Niestety dotyczy to bardzo dużej części dostawców rynku eventowego. Zacznijmy od lokalizacji. Gdy rozmawiam z osobami odpowiedzialnymi za sprzedaż w hotelach i obiektach konferencyjnych zgodnie mówią, że spotykają się dokładnie z tym samym problemem.
Klienci po realizacji wydarzenia w ramach ewaluacji mówią, że było absolutnie fantastycznie. Dojazd perfekcyjny, organizacja na najwyższym poziomie. Pokoje super, a jedzenie wyśmienite. I te najwyższe noty za organizację oznaczają, że kolejne realizacja będzie w innym miejscu. Bo przecież to jest już znane, sprawdzone, zatem trzeba szukać czegoś nowego.
Ja się w 100 procentach zgadzam, że eventy powinny być zróżnicowane. Powinny intrygować i wzbudzać ekscytację. Powinny za każdym razem zaskakiwać uczestników. Ale na boga nie muszą za każdym razem być organizowane w innym miejscu i z nowymi aktorami… tak pojęcie aktorów idealnie przenosi nas do świata teatru.
Sięgnijmy do fundamentów teatru. To nie budynek teatru tworzy spektakl, a scenografia i sztuka odegrana przez sprawdzonych aktorów. Zatem zacznijmy patrzeć na event jak na spektakl teatralny.
Wybierajmy znane i sprawdzone miejsca, ale budujmy atmosferę poprzez zróżnicowaną scenografię – ale nie tylko tę na scenie, ale w każdym miejscu, w którym toczy się wydarzenie. Pokazujmy uczestnikom, że te same miejsca mogą za każdym razem mieć inne oblicze. Światło ambientowe, rekwizyty, oprawa – to elementy, które potrafią za każdym razem zmienić oblicze obiektu i pokazać go w zupełnie innej odsłonie.
I sięgajmy również po sprawdzonych aktorów – prelegentów, mówców. Oni naprawdę potrafią się wcielić w różne nowe role. I wbrew pozorom z wyjątkiem kilku osób, które mają tylko jedno wystąpienie, większość dysponuje bardzo zróżnicowanymi prelekcjami.
Nie traktujmy organizacji wydarzeń jak zabawy na Tinderze, gdzie zawsze możemy kolejne osoby przesunąć w prawo. Bawić się w ONS (one night stand) licząc, że zawsze będzie ktoś kolejny, bardziej ciekawy.
Wybierajmy sprawdzonych partnerów i twórzmy z nimi relacje na lata. Dzięki temu, każda kolejna realizacja będzie jeszcze lepsza.
Bo najlepsze realizacje wymagają kreatywności, łamania schematów i odwagi. A ta wymaga poczucia bezpieczeństwa i stałości relacji. Czego i sobie i Państwu życzę.
Autor: Wojciech Herra
Cykl felietonów: Między oczy
Wojciech Herra, psycholog, niezależny konsultant specjalizujący się budowaniu doświadczeń klientów i pracowników. Pomaga organizacjom doskonalić procesy komunikacji z klientami i pracownikami. Pracuje zarówno z zarządami i menedżerami, wspierając rozwój kompetencji liderskich, jak i z pracownikami działów marketingu i sprzedaży, rozwijając umiejętności sprzedaży i komunikacji z klientem.
Pasjonat experience economy oraz budowania relacji opartych na wartości. Projektuje strategie budowania lojalności klientów.
Doskonały mówca, keynote speaker. Podcaster, prowadzący szereg audycji zarówno własnych (Herra On Air, Dobra Rozmowa), jak również „branded content” dla klientów.
Felietony w cyku „Między oczy” w MeetingPlanner.pl w każdy pierwszy piątek miesiąca.