Agata Kondracka: Overtourism, instaspoty i góry Pamir
Na instagramie opublikowałam stories z wyprawy w góry Pamir (Kirgistan). Kolega z branży skomentował: „W tych górach to nie ma chyba sklepów z maskotkami 😉” – trafił w punkt. Nie ma, czasami nie ma nawet szlaków, a turystów jest jak na lekarstwo. Ciężko uwierzyć, że istnieją jeszcze takie miejsca na świecie. A jednak…
Szlak a może jego brak w górach Pamir, fot. Agata Kondracka
Overtourism to bardzo ważna kwestia, która ostatnio zaprząta nie tylko moją głowę.
Protesty przeciw zbyt dużej liczbie turystów w Barcelonie, Amsterdamie, Wenecji, na Teneryfie. Ponadto kolejki w Tatrach, Himalajach i innych tłumnie odwiedzanych miejscach. Tak możemy wymieniać jeszcze długo. Zjawisku towarzyszy zauważalny trend na Instagramie – filmy instagram vs reality. Ich autorzy pokazują, jak naprawdę wyglądają miejsca, w których robi się najpiękniejsze zdjęcia. Uwiecznianie chwili w znanych miejscach to zjawisko zrozumiałe, jeśli oprócz poszukiwania idealnego kadru, wymarzonego zdjęcia, które będzie dobrze wyglądać w internecie, nadal będzie czas i chęci na esencję podróżowania – prawdziwe poznawanie nowych miejsc przez pryzmat ludzi, kultury, smaków i zapachów. Przygodę, która zostanie we wspomnieniach na długo.
Social media zalewają identyczne fotki z tych samych – powszechnie znanych – miejsc. Tak jak kultowe zdjęcia z Bali, świątynia Lempuyang, gdzie pomiędzy dwoma kamiennymi bramami stoi kobieta w pięknej sukni, a pod jej stopami odbija się tafla jeziora. Tylko, jeziora nie ma, a efekt uzyskany jest przy pomocy lusterka, a do tego ujęcia potrafi stać kilkugodzinna kolejka.
Lub słynne huśtawki z polami ryżowymi w tle. Na Bali jest ich kilka, obok zawsze jest wypożyczalnia tych zjawiskowych sukien, a za zdjęcie trzeba zapłacić.
Sama ulegam pokusie instaspotów – i to nie raz – mam na koncie m.in. kopię słynnego kadru z National Geographic w restauracji Harmonique w Bangkoku. Po prostu nie mogłam się oprzeć.
Pik Panorama 4130 m n.p.m. Nieznany instaspot, fot. Agata Kondracka
Jest to globalny trend, mam wrażenie, że coraz częściej nie podróżujemy by zobaczyć, ale by być zobaczonym. A miejsca, które „ładnie wychodzą na zdjęciach” stają się samym w sobie celem podróży. I nie jest w tym nic złego – każdy chce dotknąć pięknego życia i uwiecznić idealny moment na zdjęciu. Pod warunkiem, że nadal będziemy pamiętać o tym, co jest sednem podróżowania i buduje prawdziwe wspomnienia.
Czyżby social media stały się współczesnym Lonely Planet? Coraz trudniej spotkać turystów z papierowym przewodnikiem w ręku. A kultowe wydawnictwo i dawna „biblia” backpackersów utraciła dawną wielkość – w roku 2024 totalnie wycofali się z Chin. Cóż, świat cyfrowy wypiera dotychczasowe rozwiązania także i w dziedzinie przewodników. Ma to też swoje dobre strony – dokładne mapy, łatwe i szybkie aktualizacje.
Czyżby nowy instaspot 4100 m n.p.m., fot. MindBlowing
Tym bardziej wpadłam w zachwyt w Kirgistanie. Przed wylotem praktycznie nie mogłam znaleźć informacji o jednym ze szczytów w górach Pamir, na który wchodziłam z grupą niesamowitych kobiet (Pik Panorma 4130 m n.p.m). Na miejscu zrozumiałam, dlaczego. Krajobraz jest piękny, dziki, na każdym kroku zachwyca. Próżno jednak szukać tabliczek z oznakowanymi szlakami, ich tam po prostu nie ma, a często nawet nie ma ścieżek. Nie znaczy to, że nie można wędrować, wręcz przeciwnie, Kirgistan daje niesamowite poczucie wolności, przestrzeni – można iść cały dzień i nie spotkać nikogo oprócz pasterzy. A góry i krajobrazy „wbijają w ziemię”. Są więc wciąż miejsca na świecie, gdzie instaspoty są na każdym kroku, nie będąc instaspotami. I nie ma problemu z tym, że trzeba wykasować niechcianych ludzi ze zdjęć w tle. Ich tam po prostu nie ma.
Podróże zawsze będą częścią ludzkiej natury. Ale może przyszłość turystyki należy do tej mniej masowej, bardziej świadomej, szanującej miejsce i ludzi.
Może zatem czas na nową ofertę biur podróży już nie do „najpiękniejszego miejsca na świecie” lecz do „miejsca, gdzie nie ma nikogo”.
Przypomniała mi się dawno temu czytana książka Maxa Cegielskiego „Masala”, która bazuje na jego osobistej podróży do Indii. Zapadła mi głęboko w pamięć, gdyż dokładnie w tym samym czasie przemierzałam Indie po raz pierwszy. I miałam wiele podobnych spostrzeżeń.
Najcelniej opisał to podczas rejsu na Andamany: „…Najwyraźniej wszyscy płyną do raju na ziemi, niezadeptanego jeszcze przez wczasowiczów. Może więc powinni zawrócić? Nie istnieje przecież żadne ekologiczne podróżowanie. Te wszystkie dobre porady w Lonely Planet o zbieraniu śmieci i dbaniu o przyrodę to tylko półśrodki. Tak naprawdę wszyscy powinni zostać w domu. Sama obecność białego niszczy naturalne ekosystemy.”
A jeśli już tam wszyscy pojadą, to znów dojdziemy do pojęcia „overtourism”. Świadomość zbiorowa o zjawiskach związanych z turystyką masową i szacunek do odwiedzanych miejsc mogą pomóc w znalezieniu równowagi. Ale czy jest możliwe zrównoważone podróżowanie? Wciąż szukam odpowiedzi.
Autor: Agata Kondracka, współzałożycielka i współwłaścicielka agencji MindBlowing
Cykl felietonów: Global Nation czyli historie globalne
Agata Kondracka współwłaścicielka agencji MindBlowing w swojej pracy stara się łączyć wartościowe spotkania, przede wszystkim te z kategorii incentive travel, sztukę i zrównoważony sposób prowadzenia biznesu, ze szczególnym naciskiem na dbałość o środowisko i zero waste. I tych aspektów będą dotyczyć głównie jej komentarze.
Global Nation by Agata Kondracka w pierwszy poniedziałek kazdego miesiąca