Grzegorz Kieniksman: Dylemat samochwały

Grzegorz Kieniksman, head of marketing & creation w Rebelia Media
Na zdjęciu: Grzegorz Kieniksman, head of marketing & creation w Rebelia Media

Wrzesień. Świeży kalendarz, gęstszy ruch w skrzynce mailowej i to charakterystyczne poczucie, że znowu trzeba biec szybciej niż reszta. Zaczyna się sezon, a razem z nim tradycyjne pytania: jak przetrwać maraton „to do”, nie zgubić siebie i jeszcze sprzedać światu własne sukcesy? Zamiast więc kolejnego posta z hasztageiem #newseason, piszę felieton. Bo tu można powiedzieć coś, czego nie da się wrzucić w Instastory. Prawdę.
 
Zacząłem grzecznie, jak wszyscy. O doświadczeniu, o podejściu, o tym, że nasz zespół nie tylko robi konferencje i gale, ale też potrafi zmontować film korporacyjny tak, żeby dało się go obejrzeć bez ziewania. Wszystko super, dopóki nie zorientowałem się, że brzmię jak każda firma, która co sezon obiecuje złote góry. 
 
Bo wszyscy mamy „pasję”. Wszyscy jesteśmy „wyjątkowi”. Każdy zespół to „rodzina”. I w efekcie nikt nikogo już nie słyszy.
 
Eventowiec ma dwa życiowe problemy. Pierwszy, jak zrobić coś, co zapamiętają wszyscy uczestnicy. Drugi, jak o tym opowiedzieć, skoro prawie wszystko tonie pod NDA, a resztę psuje polska alergia na „samochwałę”.
 
A samochwała to balans na linie. Z jednej strony nikt nie znosi nadęcia i pustych przechwałek, z drugiej, jeśli sam nie opowiesz o swoich sukcesach, to kto to zrobi? Fotograf? Dostawca świateł? A może catering, który i tak zgarnie całą uwagę, bo „te tartinki były genialne”. A przecież bez zdjęć, case study czy relacji nikt się nie domyśli, ile potu i kawy kosztowało zbudowanie sceny w trzy godziny. Problem w tym, że w głowie wciąż dźwięczy szkolne „Samochwała w kącie stała…”, więc każdy post w socjalach zaczyna wyglądać jak grzech ciężki zamiast zwykłego pokazania efektów pracy.
 
I tu dochodzimy do sedna. Bo kiedy już mówisz o sobie, musisz mieć coś więcej niż ładne słowa. Dlatego najlepiej mówić wprost, jak wygląda ta praca naprawdę. Czasem nie śpimy po trzy noce, bo wolimy się zajechać niż pozwolić, żeby coś runęło w ostatniej chwili. 
Bywa, że projekt wygląda na operację NATO, a nasz zespół walczy z deadline’em goniącym jak Terminator. 
 
I wtedy czasem w głowie pojawia się myśl: „w korpo byłoby łatwiej, armia ludzi na każdy kryzys”. Tylko że to szybko przechodzi. Bo butikowa formuła ma coś, czego w korporacji nie znajdziesz, bliskość i odpowiedzialność na serio. U nas klient nie ginie w excelach ani nie czeka tydzień na odpowiedź, bo ta musi przejść przez pięć szczebli hierarchii. Ma nas „na telefonie”. I wie, że nawet w sobotę o 23:00 ktoś odbierze. A potem po evencie, podejdzie i rzuci jedno zdanie, które wymazuje wszystkie nieprzespane noce: „Nie spodziewaliśmy się, że będzie aż tak dobrze”.
 
I chyba o to chodzi. Można napisać tysiąc gładkich słów o swojej firmie, ale każdy przeczyta w nich to samo. Tego jednego nie da się podrobić: chwili, w której klient naprawdę ci ufa.
 
No dobrze… tylko teraz pytanie: czy to był felieton o samochwale, czy po prostu kolejna samochwała w przebraniu felietonu? 

Autor: Grzegorz Kieniksman, head of marketing & creation w Rebelia Media 
Człowiek, który wie, jak połączyć kreatywność z twardymi realiami biznesu. Na co dzień realizuje najbardziej odjechane kampanie i koncepty eventowe, a w wolnych chwilach zgłębia tajniki sztuki przetrwania w świecie marketingu.

Zaloguj się
Informacje
Branża
Personalia
Realizacje
Otwarcia
Obiekty
Catering
Technologie
Transport
Artykuły
Wywiady
Felietony
Publicystyka
Raport
Prawo
Biblioteka
Incentive travel
Prawo
Ogłoszenia
Przetargi
Praca
Wydarzenia
Galeria
Wyszukiwarka obiektów
Nasze projekty
MP Power Awards©
MP Fast Date©
MP MICE Tour©
MP MICE & More©
MP Impact©
Nasza oferta
Reklama i promocja
Content marketing
Wydarzenia
Konkurs
Webinary
Studio kreatywne
O nas
Polityka prywatności
Grupa odbiorcza
Social media
Kontakt
O MeetingPlanner.pl