Adam Kram: Wartościowanie artystów w tej sytuacji to dolewanie oliwy do ognia

W tak kryzysowej sytuacji, z jaką mamy teraz do czynienia, autorytety państwowe powinny skupić się na pomocy jak najszerszemu gronu osób, instytucji i firm związanych z kulturą. Rozpatrywanie kto bardziej, a kto mniej zasłużył, w czyjejś prywatnej opinii, na pomoc państwa jest bezproduktywne i powoduje wewnętrzne konflikty w i tak leżącej już na łopatkach branży.
Adam Kram, muzyk, perkusista, założyciel i manager zespołu Stage Fever komentuje sytuację związaną z Funduszem Wsparcia Kultury.
Artyści bardzo długo czekali, aż oczy rządzących zwrócą się w ich kierunku. Wiadomo - były inne priorytety. Jednak gdy już przyszła nasza kolej, wybuchł prawdziwy skandal. Ministerstwo Kultury deklaruje, że dotacje przyznane zostały każdemu, kto o nie wnioskował i zrobił to poprawnie. Zarzeka się także, że wysokość dofinansowania wyliczana była przez stuprocentowo obiektywny algorytm przyznający każdej osobie pomoc w wysokości 40-50 proc. poniesionych strat (mam nadzieję, że jest tak rzeczywiście). Logiczne staje się, że „bogaci” dostaną więcej, a „biedni” proporcjonalnie mniej. Czy jest to sprawiedliwe? To kwestia bardzo kontrowersyjna, a poczucie sprawiedliwości jest bardzo subiektywne. Pewne jest, że resort kultury miał sporo czasu na przygotowanie bardziej przemyślanego rozwiązania, które nie wzbudziłoby takich kontrowersji.
Myślę, że w tak kryzysowej sytuacji, z jaką mamy teraz do czynienia, autorytety państwowe powinny skupić się na pomocy jak najszerszemu gronu osób, instytucji i firm związanych z kulturą. Być może wielkie kwoty dla nielicznych powinny zostać zastąpione wystarczającymi na godne przeżycie środkami przyznanymi jak najliczniejszym artystom i firmom związanym z tą branżą. Mam na myśli wsparcie dla często pomijanych firm technicznych, scenograficznych czy agencji eventowych o których często się zapomina, bo nie są tak „medialne” jak nazwiska aktorów czy muzyków z pierwszych stron gazet. To jest rozwiązanie zgodne z moim postrzeganiem zasad sprawiedliwości społecznej.
Szokujące jest, że tak niewiele osób i instytucji (trochę powyżej 2000) ubiegało się o dofinansowanie. Czy naprawdę artystów jest w Polsce tak mało? Czy tylko tyle osób zdążyło złożyć wnioski zanim możliwość aplikacji się zakończyła?
Myślę, że program pomocowy był, umyślnie bądź nie, bardzo słabo promowany i wiele osób po prostu się o nim nie dowiedziało. To wielka szkoda, bo pomoc ta jest naprawdę potrzebna, gdyż branża artystyczna od marca praktycznie zastygła. Nie mi rozstrzygać, kto powinien, a kto nie powinien otrzymać państwowych dotacji. Na pewno instytucje publiczne muszą się kierować obiektywnymi przesłankami, a ich postępowanie musi być jawne i sformalizowane. W związku z tym uważam, że rozpatrywanie, kto bardziej, a kto mniej zasłużył, w czyjejś prywatnej opinii, na pomoc państwa jest bezproduktywne i powoduje wewnętrzne konflikty w i tak leżącej już na łopatkach branży.
Wartościowanie artystów na godnych i mniej godnych ze względu na rodzaj sztuki, jaki uprawiają, jest jedynie dolewaniem oliwy do ognia. Jeśli o przyznaniu dofinansowania zadecydowały jednak czyjeś osobiste preferencje i gusta, lub była to decyzja polityczna, wtedy oburzenie jest jak najbardziej słuszną reakcją. Jeśli Ministerstwo nie ma sobie nic do zarzucenia w tej kwestii, to zupełnie nie pojmuję, dlaczego wypłaty zostały wstrzymane po wybuchu medialnej afery. Przecież cała procedura odbyła się zgodnie z prawem i nikt nie ma tu nic do ukrycia. Czy może jest inaczej? Może się okazać, i jest to prawdopodobne, że gdy te trudne czasy się skończą i wrócimy do względnej normalności, artyści będą gatunkiem na wymarciu. Nie tylko przez siejącą spustoszenie w tej branży epidemię, ale także przez nieprzemyślane decyzje rządzących. To będzie naprawdę smutna rzeczywistość.