Agnieszka Nadstawna: Gest Kozakiewicza

Ja trener
- Teraz będę trenerem.
- To piękna profesja, gratuluję. A czego będziesz uczyć?
- A czego się da, nie wiem jeszcze, co klient będzie chciał.
Stara trenerska brać to zna. Nie pochwala. Załamuje ręce. Wciąż pojawiają się tacy, którzy od tego zaczynają planowanie swojej kariery i nie szczędzą tych opisów na forach. Stara trenerska brać nie ma siły tłumaczyć, korygować, naprawiać. Mówi zrezygnowana: taki jest świat. I robi swoje, z nadzieją, że ci, co nie mają jeszcze wiedzy do przekazania, za to szlifują trenerski warsztat na kursach, odkryją ją w sobie, by dołączyć z czasem do grona „starej trenerskiej braci”.
- Jestem trenerem.
- To piękna profesja z misją, a czego uczysz?
- To zależy od tego, czego klient potrzebuje.
O tak, to brzmi już znacznie lepiej. O, jak profesjonalnie, o jak dojrzale, zgodnie z trendem dopasowania się. Czuć w powietrzu rękę do procesu grupowego i rzetelność, wiedzę, rozsądek i doświadczenie. O tak, to jest to. Stara trenerska brać zna i te dialogi znakomicie. To jej dialogi. Idealne, najlepsze. Czyli posłuchać klienta, a potem ułożyć program tak, by zmienił jego świat, by osiągał swoje cele. Takie zajęcia chcemy oferować. Taką edukację, taki rozwój.
Tego pierwszego nie chcemy, tego drugiego zwykle pragniemy.
Skrajności się zdarzają, a życie kręci nami, jak stary projektor taśmą filmową i rzuca gdzieś pośrodku. Każdy trener na swój indywidualny sposób szuka swojego miejsca w rynku.
Ja Agnieszka
Jej pierwszym zawodowym marzeniem było stanie się Jandą. Tak dokładnie, to Agnieszką z „Człowieka z marmuru”*. Odliczając na małych paluszkach, ile będzie mieć lat w dwutysięcznym roku, marzyła o rozszerzanych dżinsach i butach na wielkim obcasie, do których wtedy miała w jej przekonaniu już dorosnąć. I kroczyła, jak wtedy ta młoda dynamiczna boska Janda, tymi korytarzami gmachu Telewizji Polskiej. W swoich dziecięcych snach.
Później widziała już siebie tylko wchodzącą od tyłu na scenę, przechodzącą przez czarną kotarę i widzącą morze wyjących ze szczęścia ludzi przed sobą. Rockowe życie, wielkie światowe stadiony.
Szybko zweryfikowała, że aktorstwo i muzykowanie to niekoniecznie jej talenty, ale dziennikarstwo telewizyjne i zawodowe mówienie do ludzi połączone z pracą na „bekstejdżu” – owszem. Przeszła twardą szkołę pilota wycieczek zagranicznych (w czasach bez komórek i komputerów i bez istnienia euro), jednocześnie cały czas pisząc i „kręcąc się” po redakcjach. A prowadząc swoje eventowo-szkoleniowe firmy trzymała tę tylną kotarę sceny niejednokrotnie własną ręką. By wreszcie w 2006 roku oficjalnie zadebiutować jako mówca – i to od razu w Wielkiej Czwórce i, równolegle, zacząć już brać pieniądze za swoje warsztaty, które „dłubała” już jakiś czas. A potem już nie było odwrotu: połączyła kropki i wyszedł z tego edutainment.
Agnieszka trener a gest Kozakiewicza
- Jestem trenerem.
- To piękna profesja. A czego uczysz?
- Robię wszystko, aby nie uczyć. Robię wszystko, by samo wchodziło do głowy i zostawało. Nauczanie jest nieskuteczne – wiem, jak każdy, kto chodził kiedykolwiek do szkoły.
Tak odpowiada pyskata wajdowska Agnieszka. Ale także i ja, Agnieszka prawdziwa (znacznie mniej pyskata), która te kropki filmowo-dziennikarsko-rockowe połączyła, by dołączyć do „trenerskiej braci” i występować. Bo taki jest ten mój edutainment – trochę pyskaty, trochę na przekór, pod prąd - a publiczność ma szaleć ze szczęścia. Uparłam się na edutainment już blisko dwie dekady temu, i choć to słowo wtedy nawet jeszcze chyba nie istniało, ja wierzyłam w tę ideę.
I nawet teraz, choć w pandemii trudno przenieść do „onlajnu” przyrodę i sztukę, które wykorzystuję w moich warsztatach „edurozrywkowych”, robię to, co trzeba, jak reszta trenerskiej braci wszelkiej maści: pracuję, jak mogę. Ale to nie wszystko. Od czasu do czasu trzeba mi czegoś jeszcze: odtworzyć ten fragment „Człowieka z marmuru”, gdy Agnieszka robi przed budynkiem TVP gest Kozakiewicza. Jest w tym tak wspaniała, że wciąż trudno mi odpuścić potrzebę utożsamiania się z nią. I wtedy wyobrażam sobie, że pokazuję to samo Covidowi. I działa.
Pewnie dlatego, że rodzicie dali mi – nomen omen – takie samo imię jakie ma moja pierwsza idolka.
* Człowiek z marmuru (1976), reż. Andrzej Wajda, scenariusz Aleksander Ścibora-Rylski
Autor: Agnieszka Nadstawna
Cykl: edutainment = event + rozwój...
Agnieszka Nadstawna od nastu lat trener kreatywności i twórczego myślenia, mówca i coach inteligencji emocjonalnej, a także nieustająco entuzjastka branży spotkań (której wcześniej poświęciła blisko 2 dekady życia zawodowego) w cyklu artykułów poświęconych zjawisku edutainmentu. Bo Agnieszka specjalizuje się także w realizacji autorskich warsztatów typu „edutainment” – najchętniej z akcentami arte, klockami LEGO, niebanalnymi rekwizytami (w tym zero waste) i in. Wyróżnia ją obfitość narzędzi oraz łatwość łączenia edukacji i rozwoju osobistego z eventem. Obszar jej zainteresowań to przedsiębiorczość, zaradność, kreatywność, emocje. Pracuje indywidualnie i zespołowo, głównie z biznesem i singlami. www.nadstawna.pl
edutainment = event + rozwój… ostatnia środa miesiąca