Krzysztof Kamiński: Do tej sytuacji pasuje słowo dorosłość

Krzysztof Kamiński, dyrektor kreacji, El Padre fot. Jacek Kamiński
Na zdjęciu: Krzysztof Kamiński, dyrektor kreacji, El Padre fot. Jacek Kamiński

„Musiałem się nauczyć, że nie wszystko, co mi przychodzi jako pierwsze na myśl, trzeba zwerbalizować czy też napisać, bo czasami trzeba się po prostu nad tym głębiej zastanowić. Aczkolwiek w kreacji uważam, że to jest absolutne 90 procent sukcesu”. Z Krzysztofem Kamińskim, nowym dyrektorem kreacji w El Padre, rozmawiamy o jego eventowej drodze, stylu współpracy, spojrzeniu na kreację i planach związanych z objęciem nowej funkcji. 
 
Magdalena Kondas, MeetingPlanner.pl (MK) : Właśnie obejmujesz stanowisko dyrektora kreacji w El Padre. Twoja eventowa historia jest wielowątkowa i dynamiczna z prowadzeniem w partnerstwie własnej agencji eventowej, głośnymi połączeniami, ale i rozstaniami. Co więc przywiodło Cię właśnie do tego miejsca?
 
Krzysztof Kamiński (KK): Zgadza się, to były bardzo różne historie, nie zawsze łatwe, ale i bardzo ciekawa ewolucja tego, czym się zajmowałem od początku w eventach. Startując w 2000 roku w agencji Allegro, zaczynałem od podstaw, pokonując dość szybko drogę do funkcji szefa produkcji. Specjalizacja w produkcji wynikała zapewne z tego, że byłem odbierany jako osoba bardzo techniczna ze względu na politechniczne wykształcenie i swoją pasję do elementów technologicznych. I to spowodowało, że przy pierwszej mojej zawodowej zmianie zostałem dyrektorem produkcji w Defacto. Tam trafiłem na Przemka Witkowskiego, z którym znam się z dzieciństwa, i tak w pewnym momencie urodził się pomysł stworzenia własnej agencji. Prowadziliśmy ją przez osiem lat. Ale co istotne, to Focus Event był kolejnym krokiem mojej ewolucji, najpierw na pogranicze kreacji i produkcji – wymyślałem, a później to produkowałem – co pozwoliło mi się nauczyć takiej realistycznej kreacji, czasami szalonej, ale takiej, która jest zawsze wykonalna, czego wbrew pozorom zawsze oczekują klienci, bo wiemy, że z tą wykonalnością założonego konceptu bywa różnie. Dzięki temu, co się wydarzyło w Focus Event, gdzie zakochałem się w kreacji i chciałem to robić dalej, jestem tu dzisiaj. A jak to zwykle bywa, także i o tym połączeniu zdecydował zbieg okoliczności – ja kończyłem właśnie przygodę z agencją Fire!, gdzie też odpowiadałem za kreację, produkcję, prowadzenie klienta (akurat ta agencja działa w takim multitaskowym modelu), a El Padre rozpoczęło poszukiwania dyrektora działu kreacji. Już pierwsze spotkanie miało dobrą chemię, czułem podczas rozmowy z chłopakami, że mamy podobny mindset, od początku nie miałem żadnych wątpliwości.
 
MK: Zaraz do mindsetu i kreacji wrócimy, ale chciałabym się jeszcze na chwilę zatrzymać przy tej dynamice zmian – z czego ona wynikała? To kwestia specyfiki rynku, ludzi, niespełnionych oczekiwań? 
 
KK: Wiesz, to chyba zawsze wynikało z różnych elementów. Co prawda nigdy mnie nikt nie zwolnił z żadnej firmy, były też przygody, których naprawdę nie chciałem kończyć. Zawsze to była moja wewnętrzna decyzja, czasami niestety spowodowana tym, co się w danej firmie zmieniło, jak ona zaczęła wyglądać i gdzie, w danej sytuacji, nie widziałem już swojego miejsca. Natomiast ja zawsze się starałem, w każdej z tych współprac dostarczyć 100 procent tego, co potrafię, lubię i w czym jestem najlepszy. Jeżeli widziałem, że te wizje się rozchodzą i zaczynam tak naprawdę wykorzystywać 60 procent swojego potencjału, to szukałem nowej drogi. 
Tę branżę, generalnie, cechuje duża różnorodność. Agencje są różne, tworzą je różnorodne charaktery, pracujemy z bardzo różnorodnymi klientami, w zmiennych warunkach, dlatego odpowiedź na to pytanie nigdy nie będzie prosta. To też nie były nigdy sytuacje, w których ja po prostu chciałem zmieniać pracę, tylko za każdym razem chciałem być kolejną, lepszą wersją siebie i szukałem zawsze takiego miejsca, gdzie będę mógł to robić. Stąd ta decyzja i to, że jestem tutaj dzisiaj. A mówiąc półżartem, ponieważ dwa lata temu zostałem tatą, pomyślałem, że po prostu pasuję do ekipy El Padre. 
 
MK: Wspomniałeś o różnych charakterach i specyficznych warunkach, które zapewne wpływają też na tempo pracy, poziom emocji w branży. Jesteś postrzegany na rynku jako specjalista, autor charakterystycznych i zapamiętywanych produkcji, ale także jako osoba dość kontrowersyjna, mająca na swoim koncie publiczne reakcje, których skala nie zawsze była adekwatna do sytuacji, a niekiedy czysto ludzko nie na miejscu. Nie obawiasz się, że to może wpłynąć na agencję, ludzi, za których też bierzesz odpowiedzialność?
 
KK: Myślę, że tutaj bardzo dobrze pasuje słowo dorosłość. Tak jak człowiek w życiu prywatnym dorośleje od pewnych decyzji, tak też dorośleje do pewnego stylu pracy. I tak jak powiedziałaś, ktoś może powiedzieć, że jestem kontrowersyjny. Ja się zawsze śmieję, że słowo kontrowersyjny jest też niedaleko od oryginalny…
 
MK: Zgadza się, ale kontrowersyjność bywa też często używana jako eufemizm, kiedy chcemy zaznaczyć sytuację, w której wystąpił konflikt, ktoś odczuwa z powodu jakiegoś zachowania, działania dyskomfort. 
 
KK: Oczywiście, ale uważam też, że tylko osoby, które mają skomplikowany charakter potrafią odnaleźć się w każdej części tej branży. Ja poradziłem sobie przez te 25 lat, pracując praktycznie na każdym stanowisku. Dla mnie zawsze było wyzwaniem próbować nowych rzeczy, ale nigdy się tego nie bałem. Myślę, że ten kontrowersyjny charakter i, powiedzmy w cudzysłowie, trudny czasami, pozwolił mi na to, żebym tu dzisiaj był, bo to właśnie charakter pozwala mi podejmować pewne decyzje. To, że te wspominane zmiany czy działania były tak dynamiczne, wynikało z tego, że się nie boję, a żeby się nie bać, to trzeba mieć mocny kręgosłup, jeśli chodzi o swoją decyzyjność. I to też bardzo pomaga w eventach, bo podejmowanie szybkich decyzji i rozwiązywanie problemów, to, moim zdaniem, jest definicja dobrego eventowca. 
 
MK: To prawda, w tym przypadku zdecydowanie tak. Ale wracając jeszcze do emocjonalności wypowiedzi, działań, to chyba nie zawsze się sprawdza?
 
KK: Musiałem się nauczyć, że nie wszystko, co mi przychodzi jako pierwsze na myśl, trzeba zwerbalizować czy też napisać, bo czasami trzeba się po prostu nad tym głębiej zastanowić. Aczkolwiek w kreacji uważam, że to jest absolutne 90 procent sukcesu. Pierwsza myśl, pierwsza wizja najczęściej najlepiej się sprawdza. Jakbym się cofnął do momentu pierwszych wykreowanych przez siebie eventów, myślę, że 90 procent to były pierwsze koncepty. I uważam, że to też cechuje dobrych klientów, którzy potrafią takim wizjom zaufać. Mam na swoim koncie ogromną liczbę spotkań, na których koncepcję wymyśliłem przy kliencie. Zawsze mi się dobrze układały relacje z klientami i właśnie takie rozmowy kreatywne. To jest może ta cecha mojego charakteru, która daje mi dużo dobrego, ale pewne rzeczy potrafi też zepsuć. 
Myślę, że takich osób na rynku, które mówią kontrowersyjne rzeczy, jeszcze poza mną parę jest, ale wydaje mi się, że mi się udało te pewne rzeczy zdusić, wyrosnąć z nich. 
 
MK: A czy gdybyś mógł, to zrobiłbyś coś inaczej, zmienił niektóre decyzje, słowa, podjęte kroki?
 
KK: Na pewno. Ale z drugiej strony, może bym tu nie był, gdybym podjął inną decyzję – mniej kontrowersyjną, może spokojniejszą, mniej emocjonalną. Natomiast ja czuję się tutaj absolutnie w swoim miejscu. 
 
MK: W takim razie, biorąc pod uwagę wszystkie Twoje doświadczenia, jaki jest Twój sposób na prowadzenie zespołu kreatywnego?
 
KK: Na pewno nie jestem typowym dyrektorem kreatywnym, który siada i pisze kilka ofert w tygodniu, a często, szczególnie w mniejszych agencjach, tak jest ta funkcja postrzegana. 
Moja wizja jest taka, że zawsze najlepiej działa struktura, w której każda osoba maksymalnie wykorzystuje swoje talenty, to w czym jest po prostu najlepsza. Tego na pewno będę szukał i do takiej pracy motywował. To jest budowanie działu na podstawie najlepszych, najmocniejszych stron każdej osoby, która go tworzy. Kreacja to jest zespół, a nie indywidualna praca. Wszystkie najlepsze koncepty powstają podczas burz mózgów, najlepiej weryfikuje je grupowa ocena. Zresztą u klienta też najczęściej oferty nie ocenia jedna osoba. Chociaż to ja na każdej ofercie, każdym koncepcie stawiam swoją pieczęć, biorę za nią odpowiedzialność. 
Druga kwestia to współpraca z produkcją, której zasady działania bardzo dobrze znam. Oczekiwania producentów w odniesieniu do ich współpracy z klientami, wąskie gardła, problemy, są dla mnie zrozumiałe „od a do z”. 
Po trzecie warsztat, kreacja zawsze dostosowana do potrzeb klienta, która wynika z dobrej analizy jego oczekiwań, grupy docelowej, budżetu, czasu. Dobre, mocne otwarcie eventu – to jest klucz do sukcesu. Jak u Hitchcocka, kiedy wejdziesz na event i od razu coś cię zaskoczy, uruchomisz emocje, to potem można już je tylko prowadzić i trzeba się bardzo postarać, żeby to mocne wejście zepsuć.
 
MK: Patrząc na zmiany na rynku, możliwość korzystania z narzędzi opartych o sztuczną inteligencję, mamy do czynienia z redefinicją kreacji? Czy to jest jakieś wyzwanie? Uwzględniasz je w swoich planach?
 
KK: Jestem wielkim fanem AI, ale jeśli chodzi o kreację, w grę wchodzi stosowania tylko wybranych elementów. Najgorszą filozofią korzystania z AI jest proszenie jej o to, żeby stworzyła kreację na podstawie briefu. Im dłużej to będzie trwało, tym więcej będzie takich sytuacji, kiedy klienci będą dostawali podobne oferty. I to jest największe zagrożenie.
Pozostałe rzeczy, to sam plusy – szybkość redagowania tekstu, poszukiwania referencji, tworzenia animacji na potrzeby oferty. Zresztą ja zaczynałem pracę z AI właśnie od animacji. To daje ogromne możliwości w projektowaniu wydarzenia i pokazaniu tego, co leży w naszych głowach, klientowi. Sztuczna inteligencja będzie potężnym update’em naszej pracy i naszych możliwości kreatywnych, a klienci docenią mądre z niej korzystanie. 
 
MK: W jakim kierunku, oprócz tego AI-owego update’u, o którym mówisz, idzie świat eventów, a tym samym kreacji eventowej? Czy są jakieś zjawiska, trendy, które są obecnie przeceniane?
 
KK: Wydaje mi się, że trend ESG już się powoli wypala. Eventy generują pewien ślad węglowy i duża część klientów stwierdziła, że trzeba to po prostu przyjąć. Oczywiście można go ograniczać, ale nie można wyeliminować.
To, czego klienci będą jeszcze bardziej poszukiwać, to dopasowania kreacji, uszycia jej maksymalnie pod nich, a następnie personalizacji uwzgledniającej preferencje, zainteresowania, wiek uczestników eventu. 
To, na co ja bym zwrócił uwagę, to konieczność wzmocnienia komunikacji przed eventem i prowadzenia jej w sposób spójny z tym, co zadzieje się później. To pierwszy moment, w którym zaczynamy walczyć o uwagę odbiorcy, chociaż kluczowe w walce o tę uwagę, a później zaangażowanie, jest, wspomniane już przeze mnie, otwarcie eventu. 
Do dziś wspominam jedną z wizyt na Light & Sound we Frankfurcie i jedną z najfajniejszych i najprostszych kreacji. Firma Butec, która robi podesty, zrobiła fenomenalną aktywację. W wejściu na targi dostawało się rękawiczkę Buteca z informacją, że jak przyjdziesz na strefę tej marki, to dostaniesz drugą… Łatwo sobie wyobrazić efekt tego pomysłu.
 
MK: Kreatywny to profesja, czy „stan umysłu” i jest się w tym procesie cały czas, m.in., odwołując się do wspomnianej rękawiczki, poszukując inspiracji?
 
KK: Tak. Nawet nie muszę tego rozwijać. Jeśli jesteś kreatywnym, cały czas jest się w pracy. Wydaje mi się, że to coś się ma, albo się tego nie ma. Myślę, że kreacji jest się ciężko nauczyć. Kreatywność za to można w sobie odkryć. Jest też jej wiele rodzajów. Ja jestem przykładem kreatywności trójwymiarowej. Wymyślając event, zawsze go widzę. Przestrzennie. Ale trzeba ubrać go jeszcze w masę elementów. Dlatego są kreatywni, którzy świetnie piszą, umieją przeanalizować i dopasować inspiracje. 
Dobrzy kreatywni inspirują się wszystkim, zawsze można zobaczyć coś gdzieś na świecie i użyć tego potem w zupełnie innej formie, to pozwala się także rozwijać. Siedzą w tym świecie cały czas. 
 
MK: Czy to nie grozi wypaleniem zawodowym?

KK: Jeśli obserwujesz rzeczy, którymi się pasjonujesz, które lubisz, w wybranym obszarze, bo założyliśmy, że wśród kreatywnych też jest specjalizacja, to jest to naturalny proces. Myślę, że tu wypalenie mi nie grozi. Jestem przykładem, że po 25 latach nadal mnie to jara, nadal potrafię wejść na event i podczas intro mieć mocno ściśnięte gardło, kiedy widzę reakcję ludzi. Tak mi się zresztą ostatnio przydarzyło. 
 
MK: Wspomniana reakcja uczestników eventu, jest poniekąd odpowiedzią, ale co jeszcze dziś w tej pracy daje Ci największą satysfakcję?
 
KK: Tak, reakcja uczestników, zadowolenie ludzi – zdecydowanie. Po to się robi eventy, żeby ludzie czuli się na nich szczęśliwi, żeby poczuli emocje. Druga rzecz – lubię być doceniony. Lubię, myślę jak każdy, usłyszeć od klienta: good job. I naprawdę, jak usłyszałem coś takiego od Stephana Winkelmanna, prezesa Lamborghini, to było to dla mnie niesamowite przeżycie. Event, który dla tej marki wykreowałem i wyprodukowałem, został oceniony przez pracowników jako najlepszy event w historii firmy. To jest tworzenie satysfakcji klienta i swojej, wewnętrznej. Ja po prostu lubię robić rzeczy dla ludzi.
 
MK: Teraz jako część dużego zespołu? 
 
KK: Tak. Znalazłem się w takim momencie swojej kariery zawodowej, że zdecydowanie więcej wniosę swoim doświadczeniem i kreatywnością w dużej, dobrze zorganizowanej agencji, dzieląc się moim spojrzeniem na eventy, czy optymalizując współpracę działu kreacji i działu produkcji. To chciałbym wnieść do El Padre. Może to właśnie kontrowersja, oryginalność i realizowalne szaleństwo są metodą na sukces w dzisiejszym świecie eventowym. 
 
Krzysztof Kamiński, dyrektor kreacji w agencji El Padre, z branżą eventową związany jest od przeszło dwóch dekad. Współtworzył agencje Focus Event oraz Fire!.
Odpowiadał za kreację i produkcję wydarzeń, a także marketing, social media i zarządzanie finansowe. Specjalizuje się w tworzeniu doświadczeń dla m.in.: Asseco Poland SA, Samsung, Kruk SA, Porsche, VW, Audi, Bentley, Lamborghini, KIA, Electronic Arts, XBOX, Blizzard, CD Project Red.
Wieloletnie doświadczenie zdobywał również jako production director w Allegro Agency, gdzie zarządzał produkcją, kreował scenografie i reżyserował eventy w Polsce i na świecie.
W agencji El Padre Krzysztof będzie zarządzał dziewięcioosobowym zespołem, odpowiedzialnym za tworzenie unikatowych kreacji eventowych.

Zaloguj się
Informacje
Branża
Personalia
Realizacje
Otwarcia
Obiekty
Catering
Technologie
Transport
Artykuły
Wywiady
Felietony
Publicystyka
Raport
Prawo
Biblioteka
Incentive travel
Prawo
Ogłoszenia
Przetargi
Praca
Wydarzenia
Galeria
Wyszukiwarka obiektów
Nasze projekty
MP Power Awards©
MP Fast Date©
MP MICE Tour©
MP MICE & More©
MP Impact©
Nasza oferta
Reklama i promocja
Content marketing
Wydarzenia
Konkurs
Webinary
Studio kreatywne
O nas
Polityka prywatności
Grupa odbiorcza
Social media
Kontakt
O MeetingPlanner.pl