Michał Michałowski: Czy praca w eventach jest atrakcyjna dla młodych ludzi?

Każdego roku młodzi ludzie wkraczają na rynek pracy. Mają plany, marzenia i ambicje zawojowania świata. Milenialsi i pokolenie Z – to oni w najbliższych latach będą decydować o sile naszej gospodarki. Czy oferta branży eventowej jest na tyle atrakcyjna, aby przekonać ich do pracy właśnie w tym zawodzie? I najważniejsze – czy wpisuje się w oczekiwania młodego pokolenia, które ma precyzyjnie zdefiniowane swoje wartości?

Cześć, nazywam się Michał Michałowski. To mój pierwszy felieton na MeetingPlanner.pl, dlatego zacznę od czterech zdań o mnie. Pracuję w eventach. Lubię, to co robię (brzmi banalnie, ale to prawda). I od dnia dzisiejszego będziemy się, co jakiś czas widywać w dziale „Felietony“, bo poza pracą mam dużą potrzebę dzielenia się spostrzeżeniami na temat otaczającej rzeczywistości. W wolnym czasie zajmuję się mentoringiem – pomagam młodym przedsiębiorcom w starcie zawodowej kariery. No to zaczynamy!

Nie bez powodu na pierwszy ogień wziąłem temat związany z młodymi ludźmi i ich wyborami dotyczącymi drogi zawodowej. Z jednej strony spotykam się z opiniami, że coraz trudniej o pracownika, który byłby zaangażowany w swoją pracę i z tzw. iskrą w oku. Z drugiej – wydaje się, że eventy oferują młodym dokładnie to, czego od życia oczekują – dużej niezależności, elastyczności, samorealizacji. Gdzie w takim razie leży prawda? Jak to w życiu. Po środku.

Sięgam pamięcią wstecz i przypominam sobie moje pierwsze kroki eventowe. Był maj 2005 roku. Czas studiów. Otrzymałem pierwszy event do samodzielnej koordynacji. Na zegarze – 14 dni do katastrofy. W oczach – przerażenie. No bo jak tu zacząć? Tego się nie da zrealizować w tak krótkim czasie! Pamiętam, co wtedy zrobiłem – po dwóch nocach osamotnionej nierównej walki z przeciwnościami, udałem się do mojego przyjaciela (nota bene zaprawionego już w organizacji) i poprosiłem go o to, aby przejął koordynację wydarzenia. Odbiłem się od ściany: „Chętnie to zrobię, tylko po co? Co Ty z tego wyniesiesz?“ – te dwa zdania towarzyszą mi od tamtej pory i przypominam je sobie za każdym razem, jak projekt nie idzie. Jak jest ciężko. Jak zaczynasz, czuć gorycz porażki.

Finalnie projekt się udał, nawet bardzo. Dziś patrzę na te 14 dni i widzę, że z obecną wiedzą trzy z nich by spokojnie wystarczyły. Tego majowego wieczoru uświadomiłem sobie jedno – eventy są tym, czego szukałem w życiu i z czym zwiążę swoją przyszłość. Dziś uświadamiam sobie coś jeszcze. Gdybym tamtego wieczoru się poddał i oddał ten projekt w inne ręce, prawdopodobnie nigdy nie związałbym się zawodowo z rynkiem eventów, bo nie posmakowałbym pełnego wachlarza skrajnych emocji towarzyszących organizacji wydarzenia.

Co odstrasza młodych ludzi od eventów? Perspektywa porażki. Sama myśl o tym, że coś może pójść nie tak, że nasza praca nie uzyska aprobaty Klienta, szefa, zespołu – to nas paraliżuje. A w szczególności paraliżuje młodych ludzi, którzy nie odczuli jeszcze goryczy porażki w takim stopniu, aby zrozumieć, że jest ona nieoderwalnym elementem naszej drogi życiowej i zawodowej. Niepowodzenia są wpisane w ten zawód, ponieważ nie ma jednej dobrej recepty na sukces - za każdym razem przepis jest inny, nawet w przypadku organizacji imprez cyklicznych. Ta perspektywa z jednej strony jest ekscytująca, z drugiej dokonuje pierwszej selekcji , odsiewając wszystkich tych, którzy wybiorą "bezpieczniejsze" zawody.

Podczas rozmów rekrutacyjnych, spotykam się z młodymi ludźmi, którzy mają wyidealizowany obraz pracy w eventach. W pełni ich rozumiem, bo też kiedyś patrzyłem na starszych kolegów i podziwiałem piękne miejsca, które odwiedzali, rozbudowane scenografie, które tworzyli – zupełnie nie zdając sobie sprawy, jaki ogrom pracy stoi za przygotowaniem jednego wydarzenia. Myśląc o tym, co nową generację event managerów kusi do pracy w tej branży – zawarłbym to w dwóch słowach – instant win. Instant win to dla mnie reakcja Klienta po zakończonym evencie, któremu ręce składają się do oklasków. Instant win to uznanie współpracowników, którzy doskonale wiedzą, jak dużo wyrzeczeń kosztowała dana realizacja. Instant win to przede wszystkim nagroda dostarczana tu i teraz - czyli dokładnie tak, jak oczekuje tego młoda osoba. Pracując w korporacji, poświęcamy dużo czasu na działania, których efekty widzimy po roku, dwóch. Ba, czasem tych efektów nie widzimy nigdy, bo jesteśmy tylko małym trybikiem w machinie, która nie wypluwa „dobrze“ lub „źle“. Inaczej jest w naszej branży - weryfikacja na plus lub na minus przychodzi od razu, gdy opadnie kurtyna. To poczucie samorealizacji mocno uzależnia – i niewątpliwie jest dla młodych, walecznych i odważnych niekwestionowanym wabikiem.

Czy zatem praca w eventach jest atrakcyjnym wyborem dla młodych ludzi? Dla mnie werdykt jest oczywisty - zdecydowanie tak. Ta praca wymaga świeżości, podejścia „out of the box“, głośnego wypowiadania własnego zdania – czyli tego wszystkiego, czym dysponuje generacja, która właśnie wchodzi na rynek pracy. Jeśli dodatkowo nauczymy ich oswajać się z porażkami – możemy być pewni, że przyszłość eventów będzie leżała w dobrych rękach.

Ps. Twój komentarz jest dla mnie ważny. Jeśli po przeczytaniu tego lub kolejnych felietonów masz jakieś przemyślenia, chcesz się nimi ze mną podzielić lub po prostu skontaktować – napisz do mnie na michal.michalowski@goodfellasgroup.pl.

Autor: Michał Michałowski, senior partner / wiceprezes zarządu w Goodfellas Group / KDK Events

Zaloguj się
Informacje
Branża
Personalia
Realizacje
Otwarcia
Obiekty
Catering
Technologie
Transport
Artykuły
Wywiady
Felietony
Publicystyka
Raport
Prawo
Biblioteka
Incentive travel
Prawo
Ogłoszenia
Przetargi
Praca
Wydarzenia
Galeria
Wyszukiwarka obiektów
Nasze projekty
MP Power Awards©
MP Fast Date©
MP MICE Tour
MP MICE & More
MP Legia Cup
Nasza oferta
Reklama i promocja
Content marketing
Wydarzenia
Konkurs
Webinary
Studio kreatywne
O nas
Polityka prywatności
Grupa odbiorcza
Social media
Kontakt
O MeetingPlanner.pl