Tomasz Mlącki: Folwark nieludzki, czyli Kilimandżaro

Tomasz Mlącki w cyklu felietonów Metafizycznie, merytorycznie… zdjęcie Joshua Hoehne / Unsplash
Na zdjęciu: Tomasz Mlącki w cyklu felietonów Metafizycznie, merytorycznie… zdjęcie Joshua Hoehne / Unsplash

To już pewne, jak pisują w portalach, aby ściągnąć jakże dziś niecierpliwy i wybredny czytelniczy wzrok. Po kilkumiesięcznym kumulowaniu napięcia, Musk wreszcie umościł się w Twitterze i rozpoczął restrukturyzację, czytaj – czystki. Na bruk poszedł zarząd i spora część zespołu. Zamknięto biura, zdezaktywowano karty wstępu. Reszcie pozostawiono mefistofeliczny w istocie wybór, klasyczne ultimatum w formie, a manifest kultury zapierdolu w treści. Marsjanin in spe zażądał bowiem pracy na maksymalnych obrotach, precyzując we właściwym dla siebie stylu, tradycyjnie skąpiąc słów, że „pracownicy będą musieli być skrajnie zaangażowani w budowę przełomowego Twittera 2.0”. Dodał, iż spędzanie w pracy długich, intensywnych godzin będzie niezbędne do osiągnięcia sukcesu. Znając jego biznesowy apetyt, miał na myśli pracę 24/7, najlepiej bez wychodzenia z biura, z kilkoma godzinami pokątnej drzemki w śpiworze z samolotową opaską na oczach. Nie tak dawno przecież obiegły świat zdjęcia jednej z top menadżerek embrionalnie skulonej na biurowej wykładzinie. Na decyzję dano im dwa dni, odsyłając chętnych do zasilenia szeregów niewolniczego legionu, do przycisku, przekierowującego na formularz online. Ci, którzy, jak to mówią w Czechach, nejsou roboti, mieli otrzymać trzymiesięczną odprawę. Przelicytował i przeliczył się tym razem. Z okazji do użyźnienia sobą pól domniemanego sukcesu skorzystały nieliczne, patologicznie pracoholiczne jednostki. Przytłaczająca większość podziękowała, nie chcąc skończyć jak Stachanow i Pstrowski. Epoki tak różne, a paradygmat wciąż ten sam, problem niestety też.
 
Problem bowiem polega także na tym, że żyjemy w czasach autorytaryzmu rozpanoszonego i rozproszonego jednocześnie. Autorytaryzm państwowy, obecnie na fali wznoszącej – najjaskrawszy w Chinach, Rosji, Turcji i na Węgrzech, nie mówiąc o dziesiątkach innych przykładów, jest oczywisty, przepracowany historycznie i intelektualnie. Jednakże struktury autorytarne to nie tylko duże organizmy społeczne. Umykają naszej uwadze mikroautorytaryzmy – przede wszystkim firmy i zbliżone instytucje, ściśle zhierarchizowane, skostniałe struktury, na poły feudalne, na poły folwarczne, gdzie triumf woli zarządzającej jednostki jest zupełny i beznadziejnie niewzruszalny. Tak jak w powyższym przykładzie. Przecież każdy/a z nas był kiedyś we władzy jakiegoś muskopodobnego indywiduum. Jednostki niedojrzałej emocjonalnie, nieznoszącej sprzeciwu, apodyktycznej i antypatycznej, całą swoją rozedrganą fizycznością komunikującej – PLAN MÓJ, ALBO…, która z braku szacunku dla zarządzanych czyni cnotę, a z cnoty rozwagi pośmiewisko. Jakże jest ich wielu, tych przemocowych reżyserów świata i światka, obsadzających samych siebie w kiepskich monodramach o geniuszu mniemanym, rozdymających ego do kuriozalnych rozmiarów. Ludzi, w których słownikach nie uświadczysz słów: proszę, przepraszam, dziękuję, znakomicie poruszających się w pragmatyce mobbingu, pogardy i chamstwa. Owych Dyzmów współczesności, perfekcyjnie splecionych charakterologicznie z przebogatym korowodem dyktatorów i despotów. Doprowadzających, ze spazmatyczną wręcz rozkoszą, ludzi do płaczu i depresji. Toksycznych, zarządzających poprzez chaos, wywoływany przez ich kompulsywne działania, komunikujących się nieznoszącym sprzeciwu, podniesionym głosem, eskalującym nierzadko w krzyk lub wrzask. Gotowych na pakty z diabłami wszelkich religii świata, by ich było na wierzchu.
Dlaczego zatem są wciąż z nami – butni, brutalni, bezwzględni? Dlaczego pną się w hierarchii sukcesu, choć doskonale wiemy jak niszczący wpływ wywierają? Kiedyś wpadły mi w rękę badania World Values Survey. Wynika z nich, że w zależności od kraju, do 85 proc. populacji ujawnia konformizm i ceni przede wszystkim bezpieczne życie, a przynajmniej 25 proc. skłonne jest powierzyć życie silnie zhierarchizowanej władzy, dopuszcza rządy silnej ręki, nawet wojskową dyktaturę. Pisał o tym wnikliwie już na początku lat 50. Theodor Adorno, formułując definicję osobowości autorytarnej, a więc takiego stanu, w którym jednostka wykazuje silne predyspozycje do akceptowania i podzielania antydemokratycznych przekonań. Ludzie nadspodziewanie chętnie rezygnują z własnej oceny zjawisk, przedkładając nad nie autorytet osoby postawionej wysoko w społecznej hierarchii, który objaśnia im świat i wskazuje rozwiązanie. Ów bezkrytyczny respekt dla władzy skutkuje tendencją do idealizowania obrazu siebie i własnej grupy społecznej, nakazuje stereotypowo postrzegać relacje międzyludzkie, stygmatyzując jednocześnie myślących i działających inaczej. Innymi słowy, przeważająca część społeczeństwa cierpi na syndrom słabo lub zupełnie nieuświadomionego niewolnictwa, bezwiednie oddając prawdziwą wolność za pozorne bezpieczeństwo, mimowolnie godząc się na upokorzenia i stres. Cała nadzieja gatunku w sensownych anarchistach, którzy mówią, jak ci z Twittera, non possumus. Bowiem taka anarchia jest prawie zawsze kreatywna i progresywna, pcha struktury społeczne do przodu, a uległość, łatwa ratyfikacja rzeczywistości – nigdy.
O tym wszystkim mówi nie tylko socjologia z historią w parze. Jakże wnikliwie analizuje istotę i postawę homo servus Wiktor Woroszylski w wierszu „Strachy”:
Człowiek jest piękny. Człowiek jest silny.
Człowiek jest ziemi cudownym owocem.
Człowiek ze strachu spocony i siny
leży na brzuchu, żałośnie bełkoce.
 
Dusi go noc i dzień go oślepia,
kule ogniste latają nad głową.
Przerażający jest fiolet i sepia,
cisza i łoskot, milczenie i słowo.
 
Otumaniony, spłoszony, rozdarty,
boi się wojny, powietrza i ognia,
boi się Boga, boi się Partii,
boi się brata, sąsiada, przechodnia.
 
Człowiek jest panem wszelkiego stworzenia,
rzeczy, żywiołu, nieskończoności.
Boi się gestu, grymasu, spojrzenia,
boi się własnej wzgardzonej inności.
 
Jeśli jest ptakiem, zdradzą go skrzydła.
Jeśli jest drzewem – wydadzą konary.
Boi się Żyd, bo podobny do Żyda.
Dziecko – bo małe. Starzec – bo stary.
 
Mędrzec – bo myśli. Lekarz – bo leczy.
Nauczycielka – bo uczy, jak umie.
Złego stworzenia, żywiołu i rzeczy
boi się człowiek samotnie i w tłumie.
 
Człowiek jest dumny. Człowiek jest wielki.
Człowiek przed drugim człowiekiem ucieka.
Patrzą z uśmiechem ciągnące się wieki
Na skulonego w przestrachu człowieka.
(cyt. za: Wikotor Woroszylski. „Wiersze 1954-1996”, wybrał Ryszard Krynicki, wydawnictwo a5, Kraków 2007)
 
To gorzki, ale i uczciwy wiersz. Na 28 wersów tylko cztery człowieka sławią. To nieco ponad 10 procent. Zgadza się z przywołanymi badaniami. Statystyka jest koherentna z poezją. Reszta woli się bać, więc wierzmy, niewierzący i wierzący, aby tych ponad strachem nie było mniej, bowiem bez nich zostaje tylko emigracja. Zewnętrzna, jeśli jeszcze będzie dokąd, bo autorytaryzm, mikro i makro, jest na fali wznoszącej, lub wewnętrza, aksamitna, kusząca wyparciem i zapomnieniem, choćby taka jak u Bohumila Hrabala, z perspektywy jego beznadziejnie prowincjonalnego Kerska – „Jak się człowiek uchleje, to i w Kersku jest Kilimandżaro…”.
 
P.S.
W poprzednim felietonie tak napisałem o rzuconym przez Muska planie referendum w sprawie zagarniętych przez Rosję ukraińskich terytoriów: „Uwaga – chciał zrobić sondę w sieci, badając poparcie dla tego planu. W końcu to uczyni, niekoniecznie w tej właśnie sprawie, uzyska gigabajty lajków, powie, że vox populi, vox dei, że dziesiątki milionów (to on) zadowolonych i zmanipulowanych ignorantów (to moja glosa), nie mogą nie mieć racji i będziemy mieli narodziny najdoskonalszej i najstraszliwszej formy populizmu, bezpośredniej demokracji usieciowionej…”.
Sondę o przywróceniu konta Donalda Trumpa przeprowadzono na zwasalizowanym już TT. Ogłoszono wyniki – 51,8 proc. osób, jak twierdzą organizatorzy, poparło taki krok. W głosowaniu wzięło udział ponad 15 mln kont. 20 listopada o 01.53 ekscentryczny celebryta biznesu zaćwierkał (wytłuszczenia TM): „The people have spoken. Trump will be reinstated. Vox Populi, Vox Dei”.

Autor: Tomasz Mlącki
Cykl felietonów: Metafizycznie, merytorycznie… Tomasz Mlącki
Tomasz Mlącki, który od ponad 25 lat współtworzy wydarzenia, które przypisać można do każdej z liter akronimu MICE, tym razem stara się dochodzić do istoty rzeczy, patrząc z szerszej perspektywy. Interesuje go złożoność świata, i chętnie zrezygnuje z branżocentrycznego punktu widzenia, by pokazać, że to, co tworzymy nie jest oddzielną wyspą, a wszystko dzieje się w szerszym kontekście. Kontekście, o którym w codziennym pędzie nierzadko zapominamy.
Metafizycznie, merytorycznie… czwarty wtorek miesiąca

Zaloguj się
Informacje
Branża
Personalia
Realizacje
Otwarcia
Obiekty
Catering
Technologie
Transport
Artykuły
Wywiady
Felietony
Publicystyka
Raport
Prawo
Biblioteka
Incentive travel
Prawo
Ogłoszenia
Przetargi
Praca
Wydarzenia
Galeria
Wyszukiwarka obiektów
Nasze projekty
MP Power Awards©
MP Fast Date©
MP MICE Tour
MP MICE & More
MP Legia Cup
Nasza oferta
Reklama i promocja
Content marketing
Wydarzenia
Konkurs
Webinary
Studio kreatywne
O nas
Polityka prywatności
Grupa odbiorcza
Social media
Kontakt
O MeetingPlanner.pl